- Robimy kulig - zaordynowałam.
- Chodzi ci mamo o karetę? - zapytała królowa Wiktoria.
- Zwał, jak zwał - mruknęłam, wprzęgając się w zaprzęg. - Trzymajcie się!
I ruszyłyśmy. Najpierw powoli, jak żółw ociężale, ale zaraz podłapałam odpowiednie tempo i dalej już poszło kurcgalopkiem.
- Rapido, rapido, caballo! - poganiały mnie.
- Robię, co mogę - odparłam, robiąc bokami.
Na przedzie jechała w wózku królowa Anna, potem była moja lewa ręka pchająca wózek, potem główna część mnie, potem moja prawa ręka ciągnąca sanki, na sankach królowa Elżbieta, a za nią, podczepione sznurkiem, sanki z królową Wiktorią.
Dla lepszego rozumienia poWAGI sytuacji przypomnę, że Anna dobija do dziesięciu, Elżbieta do piętnastu, a Wiktoria do dwudziestu kilogramów. Do tego doliczmy ciężar syberyjskich gronostajów i dodajmy małe kółka wózka, który wystąpił, nieco niefortunnie, w roli śniegołamacza. Mnie rola zajeżdżonej kobyły wyszła oskarowo.
Na skwerku natknęłam się na sąsiada, wracającego z synem z przedszkola. Na plecach niósł dziecięcą hulajnogę.
- Każdy swój krzyż... - rzucił wesoło zamiast "dzień dobry".
Puenta tez oskarowa!:-)))))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jego miny nie widziałaś :)))
UsuńObrazek poglądowy: http://kwejk.pl/obrazek/2551197/urlop-macierzynski.html :D
OdpowiedzUsuńO, o, o, to własnie! Tylko ręce odwrotnie, sanek więcej, kobyłka bardziej pochylona, kółeczka mniejsze i obrotowe, a śnieg nieubity ;)))
UsuńCudne :-)) Po fejsie lata zdjęcie, które chyba ktoś zrobił Tobie, dokładnie taka jak w notce matka zaprzężona w wózek i sanki.
OdpowiedzUsuńA nie, zdjęcie nie moje, ino sąsiadki. Ja ciągne dłuższy zaprzęg ☺
UsuńMam przed oczami :D
OdpowiedzUsuń