poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dawno temu, w odległej galaktyce...

Weszłam do domu. Za mną wkroczył ukochany, tachając samochodowy fotelik, a w nim cztery kilo nowonarodzonej królowej.
- Wikulku! Eluniu! - zakrzyknęłam tuż za progiem, przyklękając, by przytulić niewidziane od dwóch dni córki. Tymczasem one wyminęły mnie zgrabnym łukiem i zawisły nad młodszą siostrzyczką.
- Aniu! Anusiu! Jaka ty jesteś malutka! Jaka malusieńka! Jakie masz malutkie stópki! I rączki! Aniu! Anulka! - świergotały, jedna przez drugą. Zachwytom nie było końca*.

Właściwie to nadal się nie skończyły.

Prze pierwsze dwa tygodnie Ela łasiła się do Anuli jak kot. Ocierała się głową o Aniusiowy brzuszek i nóżki, mrużąc przy tym oczy i cichutko mrucząc. Potem ten zwyczaj zaczął zanikać, ale dowodów uwielbienia nadal jest co niemiara.

Każdego dnia królowe:
- porównują wielkość swoich i Ani rączek,
- łaskoczą siostrę w stópki,
- głaszczą ją po główce (mimo moich gorących próśb-gróźb, żeby tejże główki nie ruszać),
- po wielokroć głęboko zaglądają Anusi w oczy,
- zagadują, śpiewają piosenki, czytają książki (z pokazywaniem obrazków),
- opowiadają, co będą z nią robić, gdy wreszcie urośnie,
- namawiają, by dużo jadła i spała, to urośnie szybciej (ach, jakże gorąco popieram te postulaty!),
- podają jej smoczek,
- cisiają, gdy Ania płacze,
- nawołują, bym głodną nakarmiła,
- wycierają ulane na bródce mleko,
- przykrywają Anię kocykiem,
- podczas kąpieli bardzo, bardzo dokładnie myją małe stópki (Ubiegamy się o wpis do Księgi Guinessa w kategorii "Człowiek z najczystszymi nogami na świecie").

Dodatkowo Ela:
- smaruje siostrze pupę maścią,
- wyrzuca do kosza zabrudzone pampersy,
- przynosi tetrowe pieluchy, potrzebne przy odbijaniu małej po jedzeniu,
- odnosi do kuchni puste butelki.

Zaś Wiki wzięła na siebie obowiązek pchania wózka na spacerach.

Na tyle im pozwalam. Bo pragnienia królowych mają o wiele większy rozmach. Ela na przykład chciałaby nosić Anię na rękach i karmić piersią... Ponieważ upieram się, że to nienajlepsze pomysły, póki co zamiast siostry Ani, nosi i karmi lalkę Anię. Wiki to samo robi z pluszowym Pikusiem. Panem Pikusiem.

Lalka Ania i Pan Pikuś są więc tuleni, karmieni, przewijani, owijani w kocyk, troskliwie układani w łóżeczkach (łóżeczka musiały zostać zakupione, Elżbieta wpadała w szloch, że jej Ania nie ma gdzie spać...). W początkach karmienia piersią siadywałyśmy na kanapie w rządku: ja z Anną, Ela ze swoją Anią, Wiki z Pikusiem, podwijałyśmy bluzki i karmiłyśmy, karmiłyśmy, karmiłyśmy. A potem przerzucałyśmy podopiecznych na ramię i poklepywałyśmy po pleckach...


* Zwłaszcza że Anna wkupiła się w siostrzane łaski, przybywając do domu z dwiema wspaniałymi hulajnogami - prezentami dla starszych sióstr. Królowe były wniebowzięte. Wiktoria raz po raz podchodziła do Ani i oznajmiała: "Aniu, bardzo mi się podoba ta hulajnoga od ciebie! Bardzo mi się podoba!" Ela biegała do sypialni, wołając "Dziękuję, Aniu! Dziękuję!". A potem każdemu w sąsiedztwie opowiadały, jak wspaniale obdarowała je siostra.

5 komentarzy:

  1. Kolejna rzecz, ktora musze zapamietac na przyszlosc - prezenty od mlodszego rodzenstwa jako "wkupne":-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podarunki od nowonarodzonego rodzeństwa to doskonały pomysł, bardzo osładza konieczność podzielenia się mamusią :-) A karmienie rządkiem - the best! :-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mamy też rządkowe ćwiczenia w podnoszeniu główki i grupowe przemywanie oczu solą fizjologiczną. Królewskie pluszaki są najlepiej wypielęgnowanymi niemowlętami w galaktyce ;)

      Usuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)