Dowód nr 1.
- Mamo, Ania płace. Daj jej mlecko, bo jest głodna.
- Czemu sądzisz, że jest głodna?
- Bo wkłada rącki do buzi. Widzis? Jest jus baldzo głodna.
Dowód nr 2.
- Mamo, Ania znów jest głodna. Słysys? Woła le, le, le.
- A co to znaczy?
- No. Ze chce leche. Tylko dzidziusie nie umieją jesce mówić po hispańsku*, więc nie mogą powiedzieć leche, tylko le.
Dowód nr 3.
- Mamo! Ania płace! Wymasuj jej bzusek!
- Wymasować brzuszek?
- Tak! Bo ją boli! Pewnie nie moze zlobić kupki...
(Tymczasem Anna pręży się, czerwienieje na facjacie i prostuje nóżki).
* Bo otóż hiszpański wrócił do łask za sprawą kasy sklepowej, sprezentowanej królowym przez babcię Asię. Gdy zaaplikowałam kasie baterie typu "paluszki", odezwała się do mnie w narzeczu Cervantesa. Po szczegółowej obdukcji okazało się, że język Szekspira też nie jest jej obcy. Jednakże królowe bardziej cenią sobie mowę półwyspiarzy, niż wyspiarzy. I tak oto po kilkadziesiąt razy dziennie w pałacu rozbrzmiewa dźwięczne Bienvenido! Gracias, adiós!
Mogłam wypożyczyć je jak młoda była ...młodsza :D ..do tłumaczenia oczywiście :)
OdpowiedzUsuńA teraz już nie trzeba? Chętnie wypożyczę! ;)
UsuńTeraz nie ...Panna Zołza nie chce gadać ale za to pokazuje dosadnie ( nie kumasz = krzyk i nerw ew. szczypanie/gryzienie)
Usuń