Wieczorną modlitwą zawsze zajmował się tatuś. Niestetyż w wyniku totalnego zaharowywania się tatuś wraca obecnie do domu ciemną nocą i nie zdąża na układanie królowych do łóżek. Jakiś czas temu przejęłam więc rytuał modłów. Wiktoria nie oponowała. Elżbieta - owszem.
Gdy tylko zaczynałam się z nimi modlić, Elunia uruchamiała tryb psot. Skakała w łóżeczku, śpiewała, nawoływała pluszaki, waliła czym popadnie w szczebelki, wygłaszała listę żądań, że wody, że na ręce, że nie spać, że podać koc, że przytrzymać koc... Z dnia na dzień królewskie prośby i groźby były coraz głośniejsze.
- Elu, bąć cicho. Momimy się - upominała siostrę Wiktoria. Ja twardo trzymałam się metody "nie widzę cię, nie słyszę cię", licząc skrycie, że Ela pojmie nieskuteczność swoich działań i opamięta się. Minął tydzień, nim zrozumiałam, że moje nadzieje były płonne.
Nadszedł wreszcie taki dzień, w którym nie usłyszałam słów wypowiadanej przez siebie modlitwy. "O nie!" - zakrzyknęłam w duchu. - "Tak dalej być nie może!" I wytoczyłam ciężkie działo. Takie antykrzyżackie. Elżbieta zamilkła i zrobiła minę a la Ulrich von Jungingen, a ja spokojnie, ściszonym głosem, dokończyłam się z dziećmi modlić.
Następnego dnia odmówiłam pacierz z nowym, sprawdzonym dodatkiem. Modlitwie towarzyszyła cisza tak nabożna, że słuchać było oddechy dzieci.
A trzeciego dnia tatuś zdążył do domu w sam raz na kładzenie królowych do łóżek. Scedowałam więc na niego modlitwę i zwiałam do kuchni. Po chwili przyszedł do mnie:
- Nie wiem, o co chodzi... Wiki nie chce spać, tylko ciągle powtarza "A teraz, a teraz, a teraz..."
- A co odmówiłeś?
- Jak zawsze. Ojcze nasz i Aniele boży.
- Aaaa, bo mamy teraz jeszcze jedną modlitwę! - wyjaśniłam ukochanemu i pognałam do sypialni. - Dziewczynki, a teraz! Bogurodzica dziewica, Bogiem sławiena Maryja; u twego Syna Gospodzina Matko Zwolena, Maryja! Zyszczy nam, spuści nam. Kyrieleison. Twego dziela Krzciciela, Bożycze, usłysz głosy, napełń myśli człowiecze. Słysz modlitwę, jąż nosimy, a dać raczy, jegoż prosimy: a na świecie zbożny pobyt, po żywocie rajski przebyt. Kyrieleison.
I proszę, skuteczna pod Grunwaldem, skuteczna w królewskiej sypialni.
Ale zaśpiewałaś jak polskie wojska pod Grunwaldem czy tylko od mówiłaś? :-)
OdpowiedzUsuńA nie, nie, odmówiłam. Dla mnie Bogurodzica zawsze jest mówiona. Zresztą gdybym im tak tubalnie grzmotnęła wersję śpiewaną, to raczej by mi szybko potem nie zasnęły ;)
UsuńDżizas, czytając Ciebie poczułam znajomy skręt żołądka... hmm, czyżby ten sam, co przed maturą?
OdpowiedzUsuńCzemu skrętem? W założeniu modlitwa ma powodować raczej rozluźnienie ;)))
UsuńO padłam! jesteś wielka!!!
OdpowiedzUsuńNo nie wiem... chyba się trochę wkopałam. Teraz nawet jeśli tata pomodli się z nimi, dziewczynki domagają się Bogurodzicy. A żebyś widziała, jak im się oczy świecą z ekscytacji! Jakie mają przejęte miny! :)
UsuńHmmm.... to może i ja spróbuję?
UsuńDajesz, dajesz! Co tak sama będę klepać ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFantastyczny pomysł!!!!! Czad :-))))))
OdpowiedzUsuńNiestety dziewczynki tak ochoczo włączyły "Bogurodzicę" w wieczorny rytuał, że przez kilka miesięcy byłam niezbędna przy modlitwach... W sumie więc dołożyłam sobie obowiązków :)
Usuń