środa, 16 lipca 2014

Na lewo las

Czas snuje się wolno, a my jeszcze wolniej, od jednego bar do... znaczy od placyku do placyku. Najpierw nasz, przy boisku. Potem ten pod blokiem księcia Marcina. Trzeci - przy górce. Na końcu plac zabaw obok metra.

Godzinami pertraktuję odstępstwa od spacerowych reguł, a i tak w ostatniej chwili moje plany rozmywają się jak fatamorgana. Dziś kusiłam lasem (że chłodno, że drzew mrowie, że hałasu można narobić), ale królowe blokowiska były więcej niż sceptyczne. Na poranny spacer Wiktoria szykowała się tak nieentuzjastycznie, że wyruszyłyśmy z domu dopiero w południe. Przeciorałam je więc po osiedlu. Las nie zając, nie ucieknie - pomyślałam, przekładając go na popołudnie.

Napchawszy uprzednio brzuchy obiadem, ramię w ramię wyczłapałyśmy z klatki, po czym ja skręciłam w lewo, a Wiki w prawo.
- Do lasu idzie się w tę stronę - przypomniałam uprzejmie.
- Nie do lasu. Na boiko.
- Byłyśmy na boisku rano, teraz idziemy na spacer, bo musimy się wybiegać.
- Nie na pacel, na boiko.
- Jak tam chcesz. Ja idę do lasu.
Ruszyłam dziarsko przed siebie, nie zważając na buczenie za moimi plecami. Buczenie narastało, więc emitor hałasu najwyraźniej podążał za mną. Po dwudziestu metrach doszłyśmy do osiedlowego skrzyżowania. I znów - ja w lewo, na las, Wiki w prawo...
- Nie do lasu, na kodki!
- Chcesz iść na schodki?
- Tak! Na kodki, nie do lasu. Na kodki i na pac gagaw.
- Ale nie wzięłyśmy żadnych zabawek. Ani kredy, ani piłki, ani foremek...
- Na kodki! Nie do lasu. Nie to nie.
- Nie to nie, chodźmy na schodki - odparłam zrezygnowana, wyobraziwszy sobie szybko, że jeśli ja uprę się na las, Wiktoria uprze się na tysiąc innych rzeczy przy każdym skrzyżowaniu, przejściu dla pieszych, płocie, koszu na śmieci, trzepaku, kiosku i podjeździe dla wózków. Nie doszłybyśmy do tego lasu nawet na Wielkanoc.

Więc znów było klasycznie. Schodki, plac I, plac II, plac III, plac IV. Trzy godziny włóczęgostwa, nasiąkania cudzą nadopiekuńczością i wysłuchiwania tego całego uważajniespadnijniewchodźnieschodź. Zaczynam tęsknić za zimą.

(...)
- To da?
- Słucham? Coś ci dać?
- To da?
- Co dać?
- To da?
- Wiki, nie rozumiem, o co chodzi...
- To da? Mufka? Muka?
- Co? Jaka mrówka i mucha? A, na firance? Na firance jest mucha.
- To da muka.
- Tak, to jest mucha. Czemu mówisz "da"? Mówi się "to jest".
- To da.
- To JEST.
- To da.

3 komentarze:

  1. hahhaah.. i wyszło ma księżniczki żądanie ;) starszak mawiał:" zostaw bo! "czyt: zostaw mnie ;) ( przy łaskotkach , ubieraniu itp.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zostaw bo" brzmi prawie jak zawieszona w powietrzu groźba ;)

      Usuń
    2. Bo tak też było... + mina starszaka groźniejsza od groźby :)

      Usuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)