Stałam przy oknie z Elą na rękach. W salonie drzemała Wiki, w koronach drzew drzemały ptaki. Deszcz przestał już padać, ale cukrowi ludzie nie wyszli jeszcze ze swoich kryjówek. Było pusto, zupełnie pusto.
- W takiej ciszy... - zaczęłam wieszczyć.
- Mama? - natychmiast przerwała mi Elunia.
- Słucham?
- Tam do Mamama?
- Nie możemy iść na plac zabaw do Marcinka, bo jest brzydka pogoda.
Ela zamilkła, przetrawiając otrzymaną informację. Podjęłam przerwany wątek.
- W takiej ciszy...
- Mama?
- Tak?
- A tam na gigaga?
- Na zjeżdżalnię też nie pójdziemy. W ogóle nie wychodzimy dziś z domu.
Zamilkła ponownie. Odczekałam chwilę, by upewnić się, czy znów mi nie przerwie w pół zdania. Nie, wygląda na to, że chwilowo wyczerpała pulę pytań.
- W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie...
- Mama?
- Elu, wiersz ci chcę powiedzieć. Możesz chwilę posłuchać?
- Ne! - zakrzyknęła, ale w oczach zapaliły jej się chochliki przekory.
- Więc posłuchaj. W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie, że słyszałbym głos z Litwy. - Jeźdźmy, nikt nie woła - wydeklamowałam w uniesieniu. Elunia poczekała, aż skończę, przekrzywiła główkę na bok i zapytała:
- Mama? A tam do Mamama? Na gigaga?
To się nazywa konflikt interesów. My mamy podobne cały czas. /dusza romantyczna na śmierć w mękach skazana/
OdpowiedzUsuńOch, ale z Wiki dawniej się udawało. "Mistrza i Małgorzatę" jej w niemowlęctwie czytywałam, "Świteziankę" recytowałam, spacerując po lesie. Słuchała, mniemam że w zachwycie. Tymczasem Elżbieta tak bezczelnie mi z "Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?" wyjeżdża...
Usuńhahahahaha... no piosenki nieprzyzwoite są fajniejsze ;)
OdpowiedzUsuń