- Dziewczynki, zobaczcie, jakie duże szyszki tu leżą - zagadnęłam córki podczas spaceru. Wiktoria uważnie obejrzała jeden egzemplarz. Tymczasem Elżbieta zawzięcie zżerała drugi.
Trochę mnie to, przyznam, zaczyna frapować. Ten cały Elżbietański kurs survivalu. Poziom pierwszy był jeszcze zupełnie akceptowalny. Bo i cóż z tego, że młodsza królowa stołuje się w piaskownicach. Że wcina piach, aż jej się uszy trzęsą, a mokre grudki spływają po brodzie. Niechże się i w błocie tapla, niechże w kałuże wskakuje, niech się panieruje ziemią niczym mintaj, niech kamienie do kieszeni zbiera i koziołki fika.
Jednakże królowa zapragnęła nowych wrażeń.
Spacer wypadł nam po deszczu, więc kałuż było pod dostatkiem. Elunia przycupnęła przy jednej z nich i zanurzyła ręce w brązowej brei. Zagarnęła w dłonie nieco błota i wprawnym ruchem rozsmarowała je sobie na twarzy. Po chwili czynność powtórzyła, tym razem wklepując maź w czoło i włosy. Kleopatra kąpała się w mleku - Elżbieta preferuje ekonomiczniejszą wersję upiększających zabiegów.
Po ablucjach przyszedł czas na małą przekąskę. Ela sprawnie wyjadła pół pudełka znalezionej na podwórku kolorowej kredy, głównie białej i czerwonej. Bardzo patriotycznie zabarwiły jej się zęby, nie powiem. Zaś po skończonym posiłku położyła się na ziemi i wysiorbała wodę z rowka między płytami chodnika.
Jednakże gdy na jednym z placów zabaw została poczęstowana serowo-cebulowymi chipsami, przeżuła je raz i drugi, po czym, krzywiąc się niemiłosiernie, wszystko wypluła. Póki co to jedyna rzecz (uwzględniając maści dopupne i kremy do pięt), która nie posmakowała królowej Elżbiecie.
omg! takich przeżyć jeszcze nie miałam... choć córka jest większym odkrywcą niz syn ... i różne rzeczy mamle... najlepszym smakołykiem jest styropian z fasady domu :)
OdpowiedzUsuńHehe, Elunia wie co dobre ;-D
OdpowiedzUsuń