Awantury trwały tydzień. Każdy wieczór przebiegał według tego samego scenariusza.
- Bis kebabów! Bis kebabów! - opętańczo wrzeszczała Wiktoria.
- Kochanie, musisz je mieć.
- Nie! Bis kebabów! Mama i tata nie mamą kebabów!
- Nie mają, bo są już dorośli.
- Titi tez je dudu jak mama i tata!
- Nie, Wiki nie jest jeszcze tak duża, jak mama i tata.
- Kaka tez nie ma kebabów!
- Krecik jest dorosły...
- Titi nie ce kebabów!
- Kochanie, to nie podlega dyskusji. Bez nich wypadniesz i zrobisz sobie krzywdę.
Wreszcie jednak bunt się wypalił. Co nie oznacza, że temat zniknął. Obecnie przechodzimy etap monologowania na temat tych nieszczęsnych kebabów.
- Titi mumu mie kebaby, a mama i tata nie mamą kebabów, bo mama i tata dudu. I kaka jest dudu i nie ma kebabów. A Titi i Ela mamą. Bo jak Titi pii, to bi wypapa i bi biło kuku.
[Wiki musi mieć kebaby, a mama i tata nie mają kebabów, bo mama i tata są duzi. I krecik jest duży i nie ma kebabów. A Wiki i Ela mają. Bo jak Wiki śpi, to by wypadła i by było kuku].
Tia. To już chyba wiecie, co w języku wiktorianskim oznacza smakowite słówko kebab...
Yyy, szczebelki? Odpowiadam z pewną taką nieśmiałością...
OdpowiedzUsuńJasne, że szczebelki :) Od dwóch tygodni wyciągamy na dzień szczebelki w Wiki łóżku, żeby dziewczynki mogły się w nim bawić - bo przesiadywały cały czas w naszym i nanosiły nam tony piachu. Niech lepiej już nanoszą sobie ;)
UsuńNie wiem, czemu mówi na nie "kebaby". Ostatni raz jadła kebaba z rok temu, więc raczej nie pamięta, że istnieje taka potrawa. Ale miałam ubaw po pachy, gdy wreszcie wydedukowałam, co to znaczy, że "Wiki nie chce spać z kebabami" ;)