Dawno, dawno temu, w epoce wczesnowiktoriańskiej, w piątym miesiącu panowania, królowa W. dostała od pewnego hodowcy owiec rasową krasulę.
Krowa była na medal. Czarno-biała, z racicami jak się patrzy, pyskiem typowo krowim, krowimi uszami, a nawet rogami. Muczała też typowo. Królowa Wiktoria, ujrzawszy mućkę, mało nie oszalała z ekscytacji. Stan ten utrzymywał się przez tydzień, po czym fascynacja oklapła, aż wreszcie całkiem zdechła. Schowałam tedy krowę do kufrów. Co kilka miesięcy wyciągałam bestyję z tajnych schowków, a wówczas radości i zabawie nie było końca. Po tygodniu-dwóch krowa nagle rozpływała się w niebycie. Zgodnie ze znaną maksymą starożytnych: "Czego moje oczy nie widzą, tego po prostu nie ma", królowa Wiktoria nigdy krasuli nie szukała, nigdy o nią nie pytała, ba, nawet spojrzeniem nie zdradzała, że zniknięcie zauważyła.
Miesiąc temu przywróciłam mućkę do życia. Krowia gorączka, która potem wybuchła, zawstydziła wszystkie poprzednie. Wiktoria całymi dniami hołubiła krowę, tuliła ją w ramionach, poiła własnym kakao, karmiła zupą, czytała jej książki.
W królestwie zapanowała krowomoda. W dobrym tonie było recytowanie zuchowych wyliczanek:
"Oka, oka, tak, tak, tak! Koka to je łała kak" [Owszem, owszem, tak, tak, tak! Krowa to jest piękny ptak"]. Mile widziane było także muczenie. "Koka gogu uuuuuuuu!" [Krowa robi uuu] - oświadczała rezolutna królowa rano, w wieczór i w południe.
Wreszcie krowomoda przeszła starszej monarchini. Na młodszą. Teraz to królowa Elżbieta poi, tuli i karmi krasulę. Zawiesza ją sobie na palcu za dzyndzelek i biega z nią po domu.
A ja sobie m(r)uczę pod nosem.
Czarna krowa w kropki bordo wędrowała drogą.
Z przodu miała wielką głowę, z tyłu miała ogon!
Przystanęła nad kałużą, pochyliła głowę -
Jedno oko miała żółte, drugie fioletowe!
Rozpostarła wielkie skrzydła (miała je na grzbiecie),
Pofrunęła między chmury, wrzeszcząc "ECIE PECIE!!!"
Z najwyższego czubka drzewa skakała na głowę,
Zlizywała prosto z nieba chmury waniliowe...
Tylko niech mi nikt nie mówi, że krowa nie lata,
Bo się wszystko może zdarzyć w samym środku lata!*
Czego i Państwu życzę!
* Czarna krowa, Natalia Usenko.
Twoje krowy, moje kurczęta...zakładamy gospodarstwo rolne?
OdpowiedzUsuńUbezpieczenie w KRUS-ie brzmi kusząco ;)
UsuńAcha! To panią Usenko nas tak załatwiłaś?! Nie znałam dalszej części tego uroczego wietrzyka.
OdpowiedzUsuńU nas w domu numer z chowaniem by nie przeszedł.
Dlaczego?
Dlatego, że życie zabawek rzadko kiedy trwa dłużej niż tydzień.
Zwykle nie ma co chować :)))
O, rety, temperamentne masz dzieci :)))
UsuńAle że co? Wymęczyła Cię ta pani Usenko bardzo? Piękne finki powychodziły! :)