niedziela, 16 marca 2014

Urodzaj

Wszystko u nas rośnie. Dzieci. Problemy. Zaległości. Zmęczenie i irytacja. Taki tam urodzaj.

Ela szybko powiększa słownik. "Dudu?" - prosi o wodę. Potem obowiązkowo łała. Jedząc bułę, raz po raz powtarza "Niam! Niam!". Dwa dni temu w jej świecie pojawiły się dzi (Córciu, pamiętaj, nie wywarzaj otwartych, nie pchaj palców między). "Ella, ella!" - prosi o puszczenie piosenki France Gall. A od wczoraj mówi do Wikulka po imieniu. Zgodnie z moimi przewidywaniami używa formy preferowanej przez samą Wiktorię, czyli Titi. Zdrobniale Tititi.

Dialogujemy.

- Ko.
- Koc?
- Ba!
- Koc zrobił bam.
- Tu.

- Chodź, zjesz kolację.
- Gugu?
- Nie, nie zupę. Będzie kasza.
- Kaka. Am!

Tymczasem Wiktoria zgłębia wyższą matematykę.
- Tu idin i tu idin - mówi, machając mi przed twarzą swoimi kciukami. - Da idin.
- Tak, to dwie jedynki.
- A tu tri i tu tri. Da tri - kontynuuje liczenie, potrząsając dwiema "trójkami". - A tu pep i pep. Da pep.

Rozmawiamy już dość swobodnie. Nie przerzucamy się jeszcze cytatami z Schopenhauera (Może to i lepiej?), ale już fragmentami z dziecięcych książek - owszem. Gdy nie mogę jej poczytać, sama zabiera się do lektury: Kiekie mama wuwuwu papa i gugu oba, Anienie gugu koka i papa: Ki kek mamo popupu nonono babo o kok? Okiki ke. To popupu.*

W każdej codziennej sytuacji Wikul ma coś do powiedzenia. Że w metrze jest niebezpieczny próg i trzeba przy wsiadaniu zrobić dudu kok, bo inaczej to kuku i do pan dodo. Że na czerwonym świetle się stoi i czeka, a na lololo momomo ić. Że mama kaczka jest brązowa, a tata kaczor ma zieloną głowę. I że trzeba dudu jeh i dudu pać, żeby urosnąć jak tatamamatata. Więc Wiki dużo je i dużo śpi. I rośnie. Jak wszystko u nas...






* Służę tłumaczeniem z wiktorianskiego: "Kiedy mama wróciła z pracy i zjadła obiad, Agnieszka usiadła jej na kolanach i zapytała: Czy chcesz, mamo, posłuchać nowoczesnej bajki o kotku? - Bardzo chcę! - Więc posłuchaj..." A skąd to? Ha, zgaduj zgadula!




10 komentarzy:

  1. Od razu rozpoznałam!! "Agnieszka opowiada bajkę", tylko nie pamiętam autora. Wydane w serii "Poczytaj mi mamo". Wzruszająca, jedna z moich ulubionych! Też już ją czytałam synowi :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się tak nie bawię. To ja miałam zgadnąć! :D

      Usuń
    2. Spoko-loko, Wikul się rozkręca artystycznie, więc niedługo będzie więcej cytatów :)

      Usuń
  2. :))) wiosna:))) wszystko rośnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam bym wolała, żeby np. oponki na brzuchu nie rozpędzały się zbytnio z tym wiosennym rośnięciem ;)

      Usuń
  3. Widzisz, a Ty się martwiłaś, że jednak Twoja edukacja muzyczna nie przynosi skutku i umysłów ścisłych ze swych latorośli nie wyciosasz. Zdolniacha z tej Wiktorii.
    Abstrahując od tego w jakim języku porozumiewają się Twoje dziewczyny, jestem pod wielkim wrażeniem tego ILE mówią. Pierworodny, który lada moment skończy dwa lata, dopiero od kilku dni ma potrzebę opisywania rzeczywistości. Do jego słownika doszło zaledwie kilka zwrotów a ja już jestem w kropce. Zaczynam podejrzewać, że jego ubaw z tego, że nie wiem o czym mówi wynika z tego, że sam nie wie o co mu chodzi i tylko mnie sprawdza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo to mówi moja bratanica, młodsza od Wiki o prawie cztery miesiące. Miała niespełna półtora roku, gdy mówiła już pełnymi zdaniami, ogólną polszczyzną! Dla odmiany mój siostrzeniec zaczął mówić dopiero w wieku czterech lat. Wcześniej posługiwał się tylko kilkoma wyrazami mowy dziecięcej. Adorator królowych też dość mało mówi. Pierworodny wpisuje się chyba w teorię o "trudnej mowie chłopców" :)
      Ale rzeczywiście jestem zdziwiona, jak szybko uczy się mówić Ela. To chyba kwestia pamięci do dźwięków - Ela jest bardzo muzykalna i szybko zapamiętuje brzmienia i melodie.

      Usuń
  4. Oho. Jak widzę urodzaj nie tylko u nas. Pozdrawiamy w takim razie i życzymy szybkiego pozytywnego zwrotu akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Asiu! Dla Was też - wszystkiego dobrego!

      Usuń
  5. W środę pół dnia spędziłam z trzy i pół letnim synkiem znajomych. Przeważnie czułam się jakby mówił do mnie w jakimś narzeczu chińskiej prowincji. Mamy grać w grę planszową, Nasz dialog:
    Nikodem: zielony (jak nic słyszę "zielony").
    Ja: Zielony, tak? (upewniam się).
    Nikodem: Ne, zielony.
    Ja: No zielony?
    Nikodem: Nee, zieeelony!
    Podaję mu ten zielony. Przecież chciał. Młody z lekkim nerwem bierze czerwony.

    Nadmienię, że nie młody nie ma problemu z kolorami. To ja mam problem z jego narzeczem. Ale jakoś daliśmy radę ;-)

    OdpowiedzUsuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)