Robimy pranie.
Ja: wyjmuję ubrania z kosza na brudną bieliznę.
Wiki: rozrzuca je po całej łazience [czyt. segreguje].
Ela: rozwleka po podlodze papier toaletowy.
Ja: przewlekam ubranka na lewą stronę.
Wiki: wchodzi do pralki.
Ela: próbuje urwać uchwyt na papier toaletowy (sam papier jej zabrałam)
Ja: zapinam guziczki przy bodziakach.
Wiki: pokłada się na bodziakach.
Ela: pokłada się na Wikulu.
Ja: ładuję pranie do bębna.
Wiki: udaje radzieckiego kosmonautę - wkłada głowę w zagłębienie szklanych drzwiczek od pralki i woła "Ahoj!" (Radziecki kosmonauta miał ciotkę Czechosłowaczkę?)
Ela: wyciąga pranie z bębna.
Ja: lewą ręką ładuję pranie, prawą odganiam Elę.
Wiki: rozrzuca po łazience skarpetki (ruchem typu "suche liście na jesiennym spacerze").
Ela: odgoniona od pralki, wraca do urywania uchwytu na papier toaletowy.
Ja: zbieram porozrzucane skarpetki i przewlekam je na prawą stronę.
Wiki: wysadza na toalecie pluszowego Pana Pikusia.
Ela: odgoniona od uchwytu, dopada do pralki i szybkim ruchem wygarnia z niej ubrania.
Ja: przeganiam Wiki od sedesu, a Elę od pralki. Ładuję pranie.
Wiki: wrzuca Pana Pikusia do wanny.
Ela: gryzie mnie w piętę.
Ja: dozuję proszek do prania.
Wiki: płacze, bo nie może wyjąć z wanny Pana Pikusia.
Ela: wgryza się w wygrzebanego z wiaderka mopa.
Ja: dozuję proszek na nerwy.
Uśmiałam się przy czytaniu. Zupełnie jak u mnie. A potem patrzysz na zegarek i zastanawiasz się dlaczego ładowanie prania trwało kwadrans (dobrze jeśli tylko tyle).
OdpowiedzUsuńPrzeważnie schodzi nam z pół godziny... A jeśli Wiki odstawi sceny przy dozowaniu detergentów (bo ona chce odsunąć szufladkę, zasunąć szufladkę, zamknąć drzwiczki, ustawić program...) to nastawianie prania trwa trzy stulecia ;)
UsuńU nas podobnie. Robimy pierogi.
OdpowiedzUsuńJa: ugniatam ciasto, Wojtek: wysypuje mąkę. Basia:ryczy, Julia: pyta za ile będą pierogi
Ja: wałkuję, Wojtek:bierze słoik z ogórkami, Basia:ryczy.
Ja: lepię pierogi karmiąc Basię, Wojtek: rozbija słoik z ogórkami, Basia: je.
Ja: zbieram ogórki i myję podłogę, Wojtek: lepi pierogi sam, Basia znów ryczy.
Ja: kontynuuję lepienie i karmienie, Basia: je, Wojtek: chwilowo dokucza Julii.
Ja: NADAL LEPIĘ, Basia: śpi, Wojtek: wraca do kuchni i wysypuje cukier z cukierniczki.
Ja: zmiatam cukier, Wojtek:ucieka do pokoju znaleźć nowe ciekawe zajęcie, Basia: ryczy obudzona, Julka: pyta KIEDY WRESZCIE BĘDĄ TE PIEROGI????
Ja: marzę o zamknięciu w cichej celi obitej materacami, ewentualnie o wycieczce na wyspę bezludną...
Rety, robisz pierogi przy dzieciach? Jesteś niesamowita! Ja na takie kulinarne szaleństwa porywam się tylko z mocną asystą cioci Tity.
UsuńPrzy pierwszym dziecku robiłam pierogi jak wyjechało na obóz. Z drugim nauczyłam się robić trzymając je na rękach a teraz osiągnęłam zaawansowany level i robię pierogi z trzecim dzieckiem przy piersi ;-)
OdpowiedzUsuńI to jest koronny argument za posiadaniem co najmniej trójki dzieci - masz taki power, że nawet ruskie niestraszne.
UsuńW sensie, że pierogi ruskie... ;)
Wow! Podziwiam. Ja robiłam pierogi raz w życiu sama. A tak to u nas pierogi to tylko podczas wizyty babci i cioci ( oczywiście obu na raz)
UsuńPapola
Przy dzieciach to żadne ruskie niestraszne... ;)
Usuń