Zobaczyłam go dwie przecznice od domu. Obrzuciłam przelotnym spojrzeniem i już miałam iść dalej, ale. Przyciągał. Po prostu. Na pierwszy rzut oka nie miał w sobie nic szczególnego. Po prostu wyglądał przyzwoicie. Biło od niego jakąś taką... solidnością? Zerknęłam w jego kierunku drugi i trzeci raz. Ech, raz kozie śmierć - zdecydowałam. I zagadałam. Że jak się zwie i ile ma lat, i czy są z nim jakieś większe kłopoty. Trochę go sobie zmacałam tu i ówdzie - nie no, naprawdę całkiem fajny. Wzięłam namiar, żeby go potem znaleźć w cyberprzestrzeni.
Odnalezienie go wcale nie było proste, ale uparłam się. A im dłużej szukałam, tym bardziej boski mi się wydawał. Godziny mijały, a ja surfowałam, szperałam, wyklikiwałam. Wreszcie go namierzyłam. Okazało się, że jest Niemcem...
I cóż mam na to poradzić, że podskórnie, podprogowo, intuicyjnie ciągnie mnie właśnie do niemieckich wózków dla dzieci?
Bo otóż nastał czas na zmiany. Kupujemy hammera. Czołg jest cudowny! To paker, jakiego świat nie widział. 40 kilo niemieckich, nomen omen, zakupów wchodzi do kosza pod siedziskiem bez najmniejszego problemu. Ale odkąd królowa Elżbieta zaczęła biegać na spacerach, użyteczność czołgu wybitnie zmalała. Więc hammer. Tylko jaki?
Skupiam się na liczbach - wymiarach i cenach. Chciałabym, by te pierwsze były spore, a drugie małe. Cele szczegółowe: Elula ma się mieścić wszerz i wzdłuż, a ja mam prowadzić pojazd bez robienia skłonów. Mile widziana byłaby też budka sensownych rozmiarów i pałąk bezpieczeństwa dla bezpieczeństwa. Prawda, jaka jestem wymagająca? Przez dwa tygodnie szukałam świętego Graala, po czym uprościłam wymagania. I właśnie wtedy napatoczyłam się na to niemieckie cudo. W Polsce niedostępne. Zapraszamy do Rossmanna nad Ren.
padłam, jak czytałam. Donoszę, że nie bolało :D Ale zanim padłam to bolało (muszę obniżyć własny poziom empatii). Życzę cierpliwości i braku siniaków u córki ;)
OdpowiedzUsuńDzięki! O braku siniaków u królowej Elżbiety Szalonej mogę tylko marzyć :)
Usuń