niedziela, 7 kwietnia 2013

Publiczne pranie brudów

Muszę przyznać, że utrzymanie nas trzech w czystości, schludności i ładności nastręcza mi nieco kłopotów. Me priorytetowe matczyne zadania, czyli karmienie, przewijanie i zabawianie córek zajmują tyle czasu, że lepiej nie przyglądać się dziewczynkom zbyt dokładnie, by nie mieć dylematu: dzwonić po pomoc społeczną, czy nie? Bo jakieś te dzieci wiecznie niedomyte…
Uszy, dajmy na to, myję im dopiero wtedy, gdy kończy nam się zapas świec i potrzebna świeża woskowina.
Paznokcie obcinam o dzień za późno – zawsze się zdążą nimi zaorać po obliczu (bo to chore jakieś, żeby dzieciom tak szybko rosły paznokcie…).
Najgorzej jest z włosami – Wiki przy każdym posiłku wciera w nie substancje niekoniecznie odżywcze, Ela chlusta mlekiem na lewo i prawo, zalewając sobie uszka, szyję i potylicę.
A z czyszczeniem nosków już dawno dałam sobie spokój – jak mendziaki popłaczą, to gile i tak same wyjdą, a przy moim natłoku zadań bawienie się Nose Fridą to byłoby już ekstremalne szaleństwo.
Jednak prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy prezentuje moja osoba. To nieprawda, że ciąża wyniszcza ciało. W ciąży, zwłaszcza pierwszej, ma się czas na balsamowanie, masowanie, mycie, pilingowanie, wklepywanie, czesanie, piłowanie i oczyszczanie tego i owego. Pojawią się rozstępy – już wklepujemy w nie balsamik. Na łokciach przesuszy się skórka – serwujemy im nawilżanie. Mamy czas, mamy czas, mamy czas, czas nie goni nas – jak śpiewała niegdyś Arka Noego. Za to przy dwójce małych dzieci matka się rozsypuje i zasusza – regularnie, dzień po dniu.
Gdyby ktoś miał ocenić mój wiek na podstawie wyglądu dłoni, niechybnie posłałby mnie na emeryturę. Moczenie rąk średnio co kwadrans nie służy skórze. Nie pomaga NIC. Ani Bepanthen, ani burżujski piling Synesis, ani ładowana na noc tona kremu Nivea i bawełniane rękawiczki, ani kąpiele z Oilatum (nie to, że mam czas kąpać siebie – ale moczę przecież ręce przy okazji mycia Eluni)…
Od chaotycznego biegania po domu mam poobijane całe nogi – ciągle wpadam ma jakieś sprzęty, próbując nie zdeptać Wikula i nie upuścić Eli. Ponieważ biegam boso (kto traciłby czas na szukanie i zakładanie kapci?), twardością pięt mogłabym konkurować z Cejrowskim. Najgorzej mają się jednak kolana. Czemu w żadnym poradniku nie ostrzegają, że rodzice małych dzieci spędzają większość czasu chodząc na czworaka? Albo się bawię z Wiki, albo sprzątamy zabawki, albo grucham z Elą nad matą edukacyjną, albo zbieram z podłogi resztki jedzenia, albo przewijam na dywanie Elę, albo ubieram Wikulka…
Czy w klasyfikacji gatunków naukowcy uwzględnili Homo Sapiens Kolanus?

1 komentarz:

  1. Na wszystkie opisane wyżej przypadłości skórne mam jeden, niezastąpiony kosmetyk: wazelina biała z firmy Ziaja (w białej puszeczce). Nie znam lepszego. Nie jestem przedstawicielem firmy Ziaja. :)
    Agnus

    OdpowiedzUsuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)