poniedziałek, 25 lutego 2013

Czas apokalipsy

Wyjechała babcia, więc w naszym małym pampkowo-smoczkowym świecie nastał czas zagłady.
Początkowo dzień upływał nam dość sielankowo, ale po południu nadciągnęły czarne chmury. Ela miała kłopot z zaśnięciem. Właśnie w momencie, gdy uznała, że jest już zdecydowanie zbyt zmęczona, by samodzielnie zasypiać, obudziła się Wiki z popołudniowej drzemki. Obudziła z płaczem. Zostawiłam więc marudzącą Elę i pobiegłam uspokoić Wiki. Utuliłam, otarłam łzy, nawet doszłyśmy do jako takiego uśmiechu - z Wiki na rękach przybiegłam więc do salonu. Ela już szalała na całego. Postawiłam Wiki na ziemi i wzięłam Elę na ręce. Uspokoiła się nieco, za to Wiki - w ryk i szloch. Uspokoiłam nieco Elę, odłożyłam do łóżeczka i przytuliłam Wiki. Uspokoiłam nieco Wiki, odstawiłam, wzięłam Elę...
(Podsumowując ten etap popołudnia/wieczoru: albo wyła Ela, albo wyła Wiki, albo wyły obie).
Sytuacja wymagała użycia nadzwyczajnych środków.
Nadzwyczajny środek nr 1 - suszarka.
Jej plus: uspokaja Elę.
Jej minus: czasem Wiki się boi jej buczenia.
Nadzwyczajny środek nr 2 - klocki.
Ich plus: Wiki je uwielbia.
Ich minus: gdy Wiki nimi rzuca, Ela wybudza się z letargu/ snu/ drzemki.
Ponieważ było już tak źle, że nie mogło być wiele gorzej, zaryzykowałam użycie suszarki. Ela przysnęła po 15 sekundach jej buczenia, Wiki TYM RAZEM nie wpadła w panikę. Ela powędrowała wreszcie do łóżeczka, więc Wikul dostał nowe klocki Duplo (nowe jak nowe, stały na szafie od 4 miesięcy i czekały na swoją kolej).
Po 20 minutach obudziła się Ela i trąby archanielskie obwieściły dalszy ciąg końca świata, ale te 20 minut ciszy po 30 minutach NIEciszy wydały mi się niemal wiecznością...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)