środa, 2 marca 2016

Na dobranoc, dobry wieczór

O ustalonej porze (plus minus pięć minut) układało się królową Wiktorię w łóżeczku, zapalało lampkę i wychodziło z pokoju. Podręcznikowe siedemnaście minut później można było zgasić światło - królowa już pochrapywała.

W dni, gdy zasypianie szło gorzej, trzeba było poszumieć jej koło ucha własną paszczą. Ciii, ciii, ciii. I już.

***
O ustalonej (plus minus dwadzieścia minut) porze wkładało się królową Elżbietę do łóżeczka, wrzucało doń dwa smoczki i trzy grzechotki, zapalało lampę i wychodziło z pokoju. Przez pierwszy kwadrans Ela zagadywała siostrę, przez drugi (gdy siostra już spała) bawiła się zabawkami. Ostatecznie królowa aplikowała sobie smoczka i zasypiała.

***
Gdy starsze królowe śpią, ją z Anną na rękach wydeptuję ścieżkę na Kopiec Kościuszki. W dobre dni królowa zasypia w pół godziny. Ale ostatnio dni nie są dobre, bo zęby.

Żeby czas szybciej płynął, łączę przyjemne z pożytecznym. Tańczymy wiedeńskiego. Ćwiczę w półprzysiadzie.

Tymczasem Annie rośnie waga.
Tymczasem mi rosną muskuły.
Tymczasem sąsiedzi pytają, czy to królowa tak płacze w nocy.
Ale że niby o której w nocy? No, w nocy - odpowiadają. Eee, nie, to raczej nie Ania.

Bo chyba nie mają na myśli tego marudzenia o 22:30. Toż to nie noc. It's tea time.

6 komentarzy:

  1. Ale przynajmniej wiedeński doprowadzisz do perfekcji...:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W półprzysiadzie... Łał! Ale będziesz mieć poślady miodzio ;-P

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że nie słychać jej o 24 toż to było by powód do wezwania chociażby straży miejskiej ;-)

    OdpowiedzUsuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)