czwartek, 9 października 2014

Atak dinozaurów i krwiożerczych trzylatków

Tymczasem prawe oko królowej Elżbiety nadal ropieje - bardziej w dni parzyste, w nieparzyste - zaledwie umiarkowanie. Za to naderwany paznokieć jest brzydki przez cały czas, a przez większość dnia także upaprany piachem, ziemią, jedzeniem i czym popadnie. Plastry królowa zrywa, przy przemywaniu skóry wyrywa się tak, że mało rąk nie połamie. Cóż poradzić. Na tężec ją szczepilim, więc może od tego palucha nie padnie. Przecież nie jest dinozaurem, żeby tak od razu wyginąć. (Choć, o zgrozo, od kilu dni udaje dinozaura. Biega po domu, wołając "Aaaaaa" i popiskując "Dinolal! dinolal!").

Za to ja padnę niechybnie, jeśli jutro królowa Wiktoria będzie miała podobny do dzisiejszego nastrój...

- Dziewczyny, szykujemy się na dwór.
- Ja nie chcę iść na dwór!
- Ja też nie chcę, ale musimy kupić chleb.
- Nie chcę jeść chleba!
- Nie musisz go jeść.
- Ale ja nie będę jeść chleba!
- Przecież mówię, że nie musisz jeść. Za to tata chętnie zje chleb na kolację.
- Ale ja chcę zjeść tylko tyci-tyci!
- Dobrze, więc zjesz tyci-tyci chleba. Ale najpierw musimy go kupić. Ubieraj się.
- Chcę chleba!
- Dobrze, dostaniesz, jak kupimy. Załóż spodnie.
- (po włożeniu spodni) Nie chcę tych spodni!
- To wybierz sobie jakieś inne.
- Nie chcę jakiś innych! Nie pójdę w spodniach.
- Nie pójdziesz też bez spodni.
- Chcę fioletowe!
- Nie masz jeszcze fioletowych. Paczka z fioletowymi, różowymi i niebieskimi spodniami dotrze do nas dopiero za kilka dni.
- Nie chcę różowych i niebieskich spodni! Chcę tylko fioletowe!
- Ok, więc różowe ja sobie wezmę, a niebieskie dam tacie. Czy już możemy się skończyć ubierać? Buty.
- Nie założę butów...
- (!!!!!)
- ...dopóki Ela nie założy swoich!

Wreszcie wyczłapujemy przed klatkę. A tam - trzy pary świeżo upieczonych rodziców, ćwierkający słodko do swych noworodków. Na moje dzień dobry rzucają w nasza stronę spłoszone spojrzenia. Znaczy, że słyszeli awanturę. Taaa. Oni jeszcze nie wierzą, że są takie nanosekundy, gdy ma się zupełnie dość dzieci. I gdy zupełnie na serio rozważa się zamurowanie się w piwnicy.

7 komentarzy:

  1. A my dziś zostaliśmy wujostwem :-) od strony męża. I jak patrzę na zdjęcie tego cudeńka, co to dzisiaj zostało wydane na świat i słyszę tę radość, dumę i absolutne szczęście w głosach świeżo upieczonych rodziców, to aż zazdrość szarpie i chciałoby się uczestniczyć w takiej chwili po raz kolejny... a później patrzę na swoje cudowne dzieciątka i zastanawiam się, czy już całkiem upadłam na głowę i czy lepiej zbierać na ten cement, czy na ten bilet do Nowej Zelandii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale, zauważ, miałaś ten bilet kupować już wieki temu, a nadal nie wyjechałaś :) A ja nadal nie w piwnicy! Chyba jesteśmy masochistkami ;)

      Usuń
  2. Czasami zastanawiam się w jakim celu natura stworzyła taki plan na "dojrzewanie"... do 1 roku jest cud miód...a potem.... chyba za grzechy kara chyba .:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią: Posiadanie dziecka jest jak wygranie głównej nagrody. Jednak kiedy staje się nastolatkiem, zastanawiasz się, czy brałaś udział we właściwym konkursie... ;)
      Słabo mi się robi, jak pomyślę, że ja tę nagrodę wygrałam trzykrotnie :-P

      Usuń
    2. @ Samira - wydaje mi się, że to burzliwe dojrzewanie i dzieciństwo to nie dzieło natury, tylko odpad kulturowy. Z buszu zbuntowany trzylatek zaraz zostałby zeżarty przez coś dzikszego ;)

      Usuń
  3. Ostatnio u nas to nie są tylko nanosekundy. :) A przed wystawieniem na balkon powstrzymuje mnie fakt, że tam jest piaskownica i nic by sobie z wystawienia nie zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, a ja nie mam balkonu - tośmy się urządziły ;)

      Usuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)