wtorek, 23 września 2014

Tatożerca

W myśl zasady, że każdy powód do kłótni jest dobry, w niedzielę pokłóciły się o to, że królowa Elżbieta zjadła tatusiowi oko.

Jak to się mówi, nic nie zapowiadało tragedii. Królowe siedziały przy stole i jadły rodzynki. Ela metodą "na garści". Wiki gmerała w swojej partii, rozkładała rodzynki na obrusie, przekładała z miejsca na miejsce. Ogólnie jednak nastrój był sielski, anielski.

Najwyraźniej coś tam z tych rodzynek zaczęło fermentować, bo nagle, w jednej chwili i w ogóle WTEM wybuchła kłótnia.
- Elaaaaaa! Oddaj! Mamo! Ela zabrała taty oko! - wrzasnęła wstrząśnięta Wiktoria.
- Jak to, oko? - spytałam, zmieszana.
- Taty oko. Tu było - Wiki rąbnęła palcem w stół.
- Ach, bo ty układasz z tych rodzynek ludziki? - powoli załapywałam grozę sytuacji.
- Tak. I tu było oko. A Ela zabrała. Elu, oddaj, to moje!

Ela oddać nie chciała. Trzymała "oko" w mocno zaciśniętej piąstce, a oczętami posyłała nam bazyliszkowe łypnięcia.
- Wikulku... - zagaiłam pojednawczo - to może weź tę rodzynkę i z niej zrób oko tatusia? - podsunęłam jej dorodny egzemplarz. Wiki obejrzała go dokładnie i oznajmiła:
- Nie, nie nadaje się. Elu! Oddaj oko! - zawołała i rzuciła się na siostrę. Ela czym prędzej wpakowała "oko" do buzi i głośno przełknęła... Cóż było robić? Wiktoria pogodziła się z sytuacją i wyszukała tacie oko zastępcze. Zaczęła również poprawiać inne części ciała, naruszone przy akcji odzyskiwania oka.
- Tu tata ma nos, tutaj usta, a tu uszy... Eluuuuu! Oddaj ucho!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)