Odnotować w kronikach należy, że oto nadszedł czas wielkiego strojenia. Się oraz fochów.
Królowe wywlekają z kufrów moje bluzki, każą je sobie zakładać, a następnie paradują. Bluzki mam dość workowate w długości - królowym sięgają akuratnie do stóp.
Elżbieta preferuje styl empire, w czym jej, jako etatowej anielicy o blond lokach i lazurowych oczętach, bardzo, bardzo akuratnie. Wiktorię ciągnie w indyjskie strony - wybiera kreacje w mocnych barwach, z koralikowymi emblematami, a na suknie każe sobie drapować sari.
A co do tego drugiego strojenia.
Cóż, wpadanie w czarną dziurę złego humoru to obecnie specjalność zakładu. Są awantury o da się i o nie da się. O chciałam i o już nie chcę. O to, że coś, i o to, że nic. Że siostra nie chce dać zabawki lub że nie chce dać buziaka. Że rano i że wieczór.
Jest też trzy tysiące pięćset siedemdziesiąt osiem awantur o genezie nieznanej. Królowa Wiktoria co prawda szczegółowo tłumaczy, o co jej chodzi, ale w narzeczu bełkotliwo-wyjąco-łkającym, więc nie sposób zrozumieć, czego sprawa dotyczy.
I tak nam się, maniakalno-depresyjnie, toczy to lato. A u Państwa? Jakże dziatki? Czy też stroją miny w kratki?
W kratki to mało powiedziane - od absolutnej euforii spowodowanej nie wiadomo czym, po straszliwą histerię (w pełnej krasie: z wyciem, spazmami, rzucaniem się na podłogę, waleniem w nią głową i krokodylimi łzami), tymże samym spowodowaną. Antoni (Antoś, czy Antek jakoś nie brzmią mi w tym kontekście adekwatnie) chyba wkroczył w bunt dwulatka? Szczerze podziwiam Cię za radzenie sobie z taką huśtawką u dwójki na raz - jeszcze raz - jak Ty to robisz? :)
OdpowiedzUsuńJeszcze dwa dni temu odpisałabym Ci - "Dwójka na raz nigdy nie ma huśtawki". Ale to już dawno nieaktualne od wczoraj. Królowa Elżbieta pokazała bowiem kły i pazury.
UsuńCo robię? Cóż, u Wiki najlepiej działa prewencja. (Wiesz, te superaśne techniki z "Najszczęśliwszego dziecka w okolicy"), a na Elę - olewka. Ela burzy się bardzo teatralnie i bacznie obserwuje reakcję publiczności. Jeśli reakcji nie ma, burza szybko mija :)
Och. U nas podobnie. Od najmłodszego: a) ząbkowanie, lęk przed rozstaniem (z mamą) oraz niepohamowana chęć poznawania świata b) sezon wakacyjny w przedszkolu, panie chodzą na urlopy, przychodzą nowe, co zaburza mojemu Wojtusiowi porządek świata. Odreagowanie następuje-a jakże- w domu c) bunt nastolatka nadal trwa. Planuję wyjechać do Nowej Zelandii. Jest tam tylko 16 osób na kilometr kwadratowy, więc mniejsza szansa na to, że ktoś mnie (eufemistycznie rzecz ujmując) zdenerwuje... pozdrawiamy królewskie buntowniczki i życzymy hartu ducha! :-)
OdpowiedzUsuńNowa Zelandia, powiadasz? Gdy będziesz rezerwować bilety, możesz wziąć jeden dla mnie? :) A póki co wysyłam w Wasze strony trzy tony ciepłych myśli podszytych melisą ;)
UsuńBilety zarezerwowane. Szydełka do kojącego dziergania swetrów kupimy na miejscu, bo ponoć nie wolno przewozić samolotem.
UsuńTo nawet i ja mam cos w tym temacie do powiedzenia. Mlode w przedszkolu... Albo nie, nie bede sobie psuc wieczoru!;-) Lacze sie z Toba w bolu zagryzanych zebow. Amen.
OdpowiedzUsuńNo wiesz! A ja tak uwielbiam Twoje przedszkolne opowieści! I zawsze się zastanawiam, jak to wytrzymujesz. Za mną drepczą tylko dwie wiecznie-czegoś-chcące-kaczuszki, a Ty, przy całej gromadce - jesteś moją bohaterką! :)
Usuń