czwartek, 10 lipca 2014

W czasie deszczu dzieci się nudzą, a w czasie upału wariują

Upał. Upał jak na dworze u Burbonów. Gościmy więc na sjestach Estrellę Morente i zaczesujemy włosy w hiszpańskie koki. To znaczy ja i Wiki zaczesujemy. Królowa Elżbieta wyhodowała sobie tymczasem dreda.

Sam się był zrobił. Bez szydełka i filcu. Bo przecież nie podchodzą pod nacieranie filcem kocówy z polarowego koca, praktykowane przez starszą siostrę. Nawet nie jestem tym dredem zdziwiona. Szczotki używamy od wielkiego dzwonu, a Ela regularnie wciera we włosy ekologiczne maseczki: piach, ziemię, trawy i inne tałatajstwo. Kwestią czasy było, kiedy jakieś kwiatki nam pod koroną wyskoczą...

Wraz z nadejściem tropikalnego lata podniosła się temperatura siostrzanych uczuć. Ciągną się królowe za kudły, duszą, pchają, drapią. Wszystko okraszają obopólnym opętańczym śmiechem. Proszę, błagam, przypominam - uważajcie na siebie, nie przewracajcie się, nie wyrywajcie chociaż włosów (bo peruki drogie). Spokojnieją na jedno mgnienie i trzy momenty, a potem rzucają się w wir szaleństwa.



I żrą jak smoki. (O święta naiwności, kiedyż przestanę wierzyć w to, że w upały mało się jada?) Kupuję na targu maliny i jabłka. Ledwo wyjdę ze sklepiku, królowe wszczynają raban:
- Mamima!
- Jakuko!
- Mamina! Jeś! Mamina!
- Jakuko! Mama da! Mama da jakuko!
- Mamima! Dat! Dat! Jeś! Mamina! Jakuko! Mamina!
- Mama da jakuko! Mamo, popopo jakuko! Popopo!
- Popopo! Mamima! Popopo! Jakuko! Popopo!
Naprędce obgryzam im jabłko ze skóry, tymczasem królowa Elżbieta już wspina mi się na udo, by wyrwać jedzenie z dłoni. Ela to taka mała małpka - zauważa Wiki i czym prędzej wraca do skandowania magicznego "Popopo!" [czyt. Poproszę!].

Zjadają dwa jabłka i pół koszyczka malin. Po powrocie do domu Ela dopomina się o koktajl, więc miksuję im resztę malin i trzy banany. Wypijają po pół litra na głowę. Po czym Wiki zagaduje: "Titi bebe jeść udko kukaka!" [czyt. Wiki będzie jeść udko kurczaka]. Wyperswadowawszy im pomysł zjedzenia jutrzejszego obiadu na dzisiejszą kolację, zapycham obie panny kaszą i upycham w łóżeczkach.

Elżbieta cała się odkrywa, twarz zaś szczelnie owija sobie kocem (na podobieństwo całunu). Wiktoria prosi o założenie skarpetek i body z długim rękawem, a kołderkę podciąga pod samą szyję.

(...)
Tymczasem nauka pisania trwa. Dowód w sprawie:




3 komentarze:

  1. O żebyś wiedziała ze wariują i są ciągle głodne!! Wróciłam po pracy do domu i słyszę od męża - zrób coś z nimi bo ja już nie mam siły ich karmić! Zjadły zupę, drugie, serki, parówki, banany, maliny jagody, wypiły hektolitry wody i ciągle chodzą głodne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A próbowałaś czekoladą zapychać? Bo u mnie nawet to nie działa... ;)

      Usuń
  2. uśmiałam się jak nie wiem :D świetny blog, obawiam się, że zabrakłoby mi cierpliwości do dziecka, a tym bardziej większej ich ilości! Pozdrawiam :)
    http://etnopsyche.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)