W dniu trzydziestych urodzin ruszyłam na miasto po silikon i pistolet.
Znaczy się, nie po silikon, tylko ten, no, jakże mu tam... klej montażowy. I pistolecik do tegoż. (Bo ostatnio wyciskałam ten klej butelką od piwa. Mało to komfortowe i niezbyt precyzyjne, ale da się przeżyć).
Mogłam zaszaleć i latać po centrach, bo miałam wychodne od dzieci. Przyjechała bowiem babcia Ewa. "Wyjdziesz sobie gdzieś, coś może kupisz, coś porobisz" - mówiła babcia, rekomendując swoją wizytę. Więc sobie powychodziłam, sobie pokupowałam, sobie polatałam i sobie porobiłam.
Wyszłam sobie na przykład do pediatry, zaszczepić Elunię. Potem pojechałam sobie po ten klej i pistolet, a wieczorem umyłam sobie, za przeproszeniem, kibel. Poszłam też sobie do Biedry po pampki.
A dziś sobie pokleję to i owo, bo królowe znów oderwały framugę od drzwi - tym razem w salonie. A jutro sobie pojadę do ortopedy dziecięcego po nowe buty dla Wiktorii, bo ze starych już wyrosła.
Tyle sobie porobię! A co, jak szaleć, to szaleć!
najlepszego Ty młódko :*
OdpowiedzUsuńMłodko? :) Okulistka mowi, że zaczyna mi się starcze widzenie... ;)
UsuńDzięki :)
Wszystkiego najlepszego! Pamiętam jak ja świętowałam trzydzieste urodziny... Wojtek w kwietniu skończył 3 lata ;-)... jutro NIE ŚWIĘTUJĘ!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Ja chyba będę świętować okrągłe rocznice. Bo tak co roku to mi się nie chce za bardzo... ;)
Usuń