piątek, 25 lipca 2014

Szaleństwa młodej matki

W dniu trzydziestych urodzin ruszyłam na miasto po silikon i pistolet.

Znaczy się, nie po silikon, tylko ten, no, jakże mu tam... klej montażowy. I pistolecik do tegoż. (Bo ostatnio wyciskałam ten klej butelką od piwa. Mało to komfortowe i niezbyt precyzyjne, ale da się przeżyć).

Mogłam zaszaleć i latać po centrach, bo miałam wychodne od dzieci. Przyjechała bowiem babcia Ewa. "Wyjdziesz sobie gdzieś, coś może kupisz, coś porobisz" - mówiła babcia, rekomendując swoją wizytę. Więc sobie powychodziłam, sobie pokupowałam, sobie polatałam i sobie porobiłam.

Wyszłam sobie na przykład do pediatry, zaszczepić Elunię. Potem pojechałam sobie po ten klej i pistolet, a wieczorem umyłam sobie, za przeproszeniem, kibel. Poszłam też sobie do Biedry po pampki.

A dziś sobie pokleję to i owo, bo królowe znów oderwały framugę od drzwi - tym razem w salonie. A jutro sobie pojadę do ortopedy dziecięcego po nowe buty dla Wiktorii, bo ze starych już wyrosła.

Tyle sobie porobię! A co, jak szaleć, to szaleć!

4 komentarze:

  1. najlepszego Ty młódko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodko? :) Okulistka mowi, że zaczyna mi się starcze widzenie... ;)
      Dzięki :)

      Usuń
  2. Wszystkiego najlepszego! Pamiętam jak ja świętowałam trzydzieste urodziny... Wojtek w kwietniu skończył 3 lata ;-)... jutro NIE ŚWIĘTUJĘ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja chyba będę świętować okrągłe rocznice. Bo tak co roku to mi się nie chce za bardzo... ;)

      Usuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)