- Ratuj! - zawołałam drżącym głosem w słuchawkę telefonu.
Stałam na krzesłach, podpierając głową wiszącą pod sufitem półkę. Jedną ręką przytrzymywałam telefon, w drugiej dzierżyłam pistolecik z kapiącym klejem. Półka uparcie odpadała od ściany, ale nie to było teraz moim największym problemem...
Chwilę wcześniej szamotałam się w łazience, próbując doczyścić ręce z klejącej mazi. Im więcej mydła użyłam, im gorętszą wodę lałam, im zacieklej szorowałam skórę, tym gorszy efekt osiągałam. Zaczęłam od mycia dwóch brudnych palców - po chwili w białej ciapie miałam już całe dłonie. Ale nie to było teraz moim największym problemem...
Ponieważ mycie wodą i tak nie pomagało, prędko wytarłam się w papierowy ręcznik i wróciłam na posterunek. Wdrapałam się na krzesła, podparłam głową tę cholerną półkę i wybrałam w telefonie odpowiedni numer alarmowy.
- Ratuj! - zawołałam.
- A co się stało? - zapytał mój brat.
- Pokleiłam sobie włosy klejem montażowym...
- Bardzo?
- Bardzo. W połowie warkocza. Myślisz, że da się to czymś doczyścić?
- A kupiłaś ten szybkoschnący klej poliuretanowy, o którym rozmawialiśmy?
- Tak.
- To raczej będziesz musiała obciąć włosy.
- Żartujesz?!
- Nie.
- Żartujesz!
- Nie. Możesz spróbować rozpuścić go benzyną, ale nie wiem, czy coś ci z tego wyjdzie.
- Nie mam w domu benzyny...
- Albo jeśli masz bardzo tłuste włosy, to możesz poczekać, aż klej porządnie zaschnie i spróbować go wykruszyć.
- Niestety myłam włosy nad ranem...
- To raczej trzeba będzie obciąć.
- A gdybym umyła je z piętnaście razy? Sześć lat zapuszczam! Nie mogę obciąć!
- Mycie nic nie da. Jeszcze bardziej rozmażesz. A co robiłaś, że się tak pobrudziłaś?
- Widzisz, kleiłam tę odpadającą półkę, w przedpokoju. Nachyliłam się do ściany, żeby zobaczyć, ile kleju wycisnęłam za deski i wtedy warkocz przesunął mi się do przodu. Więc zarzuciłam go na plecy energicznym ruchem głowy. Niestety trafiłam nim w tubę z klejem... Cholera! Muszę kończyć! Doklejam się do krzesła!
6 godzin później
Krzesło uratowane. Półka wisi. Ręce w miarę domyte. Klej w warkoczu nadal nie zasechł...
Ło matko i córko!!! Może jakieś pogotowie tematyczne? Szkoda warkocza, jak nic:))).
OdpowiedzUsuńAno szkoda, szkoda, więc się zaparłam i nie obcięłam :)
Usuńdobrze że nie coś innego tylko włosy ..te odrastają ;P aleś zajęcie sobie znalazła :) sąsiada trzeba było jakiegoś poprosić o pomoc przystojnego a nie latać z klejem samej :) :)
OdpowiedzUsuńKiedy ja tak lubię sama. Z sąsiadów mam do wyboru trzy matki małych dzieci, dwie Szwedki i licealistę metalowca. :)
Usuńooo to ten licealista by się nadał :D życia by się nauczył :)
UsuńMoże lepiej, by się go nie uczył na mojej ścianie :) Zresztą licealista ma dłuższe włosy niż ja - jeszcze by mi się do szafki przykleił i bym miała w domu kolejną gębę do karmienia ;)
UsuńSzkoda włosów... na szczęście to nie zęby ;-) ja ostatnio skleiłam Wojtusiowi auto kropelką -efektem jest dziura w panelach, której niestety nie da się zasłonić, bo jest centralnie na środku
OdpowiedzUsuńKropelką miałam kleić potem tzw. "uchwyt przesuwany rączki prysznicowej", alem się zlękła, że przykleję się do łazienkowych kafli :) Nawet ostatnio kupiłam taką kropelkę dla krecików - w żelu, co to niby nie spływa i widać, ile i gdzie się zaaplikowało. Efekt? Bardzo ładnie dokleiłam się do szuszarki na pranie ;)
Usuńno i jak tam? dało się coś uratować z Twego warkoczyka?
OdpowiedzUsuńDało, dało. Długo nie zasychało, więc wreszcie nad ranem rozplotlam delikatnie warkocz i wycięłam wszystkie upaćkane partie (to się chyba nazywa "cieniowanie"?) :) Na szczęście te upaćkania zlokalizowały się głównie od spodu, więc nie straszę na mieście lwią grzywą. Przynajmniej nie bardziej niż zwykle ;)
Usuń