- Tata?
- Co "tata", kochanie?
- Tata popo do mema.
- Tak, tata pobiegł rano do metra. A gdzie tata pojechał tym metrem?
- Do papa.
- A co tata będzie robić w pracy?
- Papować.
- A czemu tata pracuje?
- Gugu Titi i Ela mamy co jehś [czyt. Żeby Wiki i Ela miały co jeść].
- A Wiki i Ela lubią jeść?
- Tak! Babo gugą [czyt. Bardzo lubią].
I teraz już wiadomo, czemu ukochany chłop całymi dniami zarobiony po uszy. Bo doprawdy, królowe to lepiej ubierać, niż karmić.
Pomidorówkę sobie nalałam, łychę wzięłam, zydel przygotowałam. Nim skosztowałam pierwszy łyk, nadciągnęły głodomory. Starsza mnie podsiadła, młodsza stanęła obok i rozwarła paszczę. "Titi goga!", "Ela jeś!" - wołały jedna przez drugą. W mig zjadły mi całą zupę. Dolałam sobie. Zjadły mi dolewkę. Znów dolałam. Znów zjadły. I znów dolałam, i znów zjadły. Cztery ostatnie łyżki mi zostawiły w łaskawości swojej. Potem wrąbały jeszcze po trzy kiszone ogórki i poprawiły michą kaszy.
- A wiesz, jak Ela szybko zjadła te parówki? - relacjonowała babcia Ewa.
- Dałaś jej całe, czy połówki?
- Połówki...
- I reszta leżała na stole, a ty jej dawałaś po jednej?
- Tak...
- Więc pewnie każdą połówkę gryzła dwa razy i od razu wpychała wszystko do buzi.
- Tak, tak właśnie robiła!
- Bo widzisz, przy każdej połówce bała się, że już więcej nie dostanie, albo że ty je zjesz. Dlatego się tak spieszyła.
Trzy dni temu, na placu zabaw, królowa Elżbieta zjadła zupę zaprzyjaźnionego księcia. Gdy książęcy rodzice wynieśli miseczkę z jadłem, Ela natychmiast podbiegła do nich z buzią otwartą w wielkie "Aaaam". Stanęła tuż przy nich, pomlaskując i cmokając. Gdy udawali, że nie rozumieją tych zabiegów, przeszła do ofensywy - władowała rączkę do zupy i wygarnęła sobie co nieco warzyw. Cóż było robić? Ludzie mają miękkie serca, a Elunia pojemy brzuszek - opitoliła więc michę książęcej fasolówki.
A w niedzielę wrąbała w kościele zdobyczną paczkę Flipsów. Akuratnie nie zabrałam ze sobą przekąsek, bo tuż przed wyjściem królowe zjadły potrójną porcję rosołu z lanymi kluskami. Uznałam więc, że są napchane po korek. Widocznie Ela nie ma korka.
Dziś młodsza królowa jadła zupę sama. Liczyłam na to, że zmęczy się machaniem łyżką, obrazi na nieefektywność działań i dość szybko zakończy posiłek. Gdzie tam. Wiosłowała, aż wióry leciały. I trzy razy prosiła o dokładkę.
- Łała! O, łała! - zawołała Wiktoria, zaglądając pod swoje łóżeczko.
- Co tam jest?
- Łała. Titi bebe łałić kiki!
- A, waga. Co chcesz ważyć?
- Kiki - wyjaśniła królowa, wskazując dolne kończyny.
- Nogi?
- Tak.
- Aha, chcesz stanąć nogami na wadze i sprawdzić, ile ważą?
- Tak. Titi bebe łałić kiki. I Ela tes.
Nogi królowej Wiktorii ważą niezmiennie siedemnaście kilo. Nogi królowej Elżbiety dobijają do trzynastu kilo. Jakoś mnie to nie dziwi.
Hihihi, u nas podobnie-Bianka prawie 13 kg, mam co nieść na 4 piętro;-)
OdpowiedzUsuńSpraw sobie "odważnik" na drugą rękę, to będziesz miała niezły spacer farmera ;)
UsuńA u nas - kot objada mnie, ja objadam babcię (z konieczności zwyczajowego zostawiania przez nią czegoś na talerzu). Mam tylko nadzieję, że babcia nie zacznie objadać kota ;)
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńU nas było podobnie. Klara kilka lat temu stanęła na wadze i mówi:
OdpowiedzUsuń- Mamusiu, tylko zmierzę nóżki.
- Ile metrów mierzą?
- Sześć!
It is I, Leclerc.
UsuńAgnus
O, z Klary jest wielka pannica! Ale gdzie w takim razie kupujesz jej buty? ;)
Usuń