Tracę czujność.
Dziś na ten przykład królowe podprowadziły mi z toreb pod wózkiem jajka (sztuk dziesięć, wolny wybieg, świeżo zniesione) i zrobiły sobie jajecznicę. Może i pozachwycałabym się ich geniuszem kulinarnym, gdyby nie fakt, że potrawę przyrządzały w salonie, na panelach.
Potem Elunia zeżarła bilet autobusowy. Na szczęście skasowany, więc bardzo stratni nie jesteśmy. Wiki napoiła kanapę sokiem z czerwonej porzeczki, tańczyła na stole, przywlokła do salonu odkurzać, zmontowała go i próbowała podpiąć do kontaktu. Rozścielała na podłodze płaszcze i swetry, wywlekała moje buty z pudeł oraz 365 razy przekradała się do komputera (raz z kilogramową hantlą w dłoni).
Na szczęście mam w domu System wczesnego ostrzegania przed kataklizmem. Gdy zaczyna się dziać Coś Bardzo Złego, System staje w drzwiach kuchni (bo wszystkie te cudowności mają miejsce w rytualnym czasie mycia garów) i woła:
- Mama?
- Tak?
- Tyty! Tyty! - komunikuje z udawanym zgorszeniem słodkolica Elunia.
- Co Titi robi?
- Tam! - mówi Ela, po czym odwraca się na pięcie i niczym GPS prowadzi mnie na miejsce przestępstwa.
Ach, to taki system! Wygląda na skuteczny. Przynajmniej do czasu, aż się Królowe skonsolidują:-)).
OdpowiedzUsuńPrzy konsolidacji też działa! Wtedy wygląda to tak: najpierw Ela donosi, potem, na moje pytanie "Kto tak nabroił?" Wiktoria natychmiast odpowiada "Ela!"
Usuń