Na skutek naszych powszednich błędów wychowawczych, wypaczeń, zaniechań i niewydoleń, zdarzeń losowych typu choroba, a także (nie wybielajmy się zbytnio) zwykłego lenistwa, królowe wpadły w szpony nałogu. Uzależniły się mianowicie od Krecika i Reksia.
Było już tak źle, że prosiły o włączenie bajek nieustannie - rano, wieczór i w południe, po każdej zmianie pampka, po posiłku, myciu zębów, piciu wody, zakładaniu kapci... Ręce im się non stop trzęsły, oczka zrobiły się takie jakieś rozlatane, a i skupić się dziewoje na żadnej zabawie nie mogły. Klocki kurzyły się w kącie, nietknięte od tygodnia, lalki smętnie polegiwały na komodzie, książki murszały i tęchły. Tymczasem królowe kilkanaście razy dziennie zasiadały na kanapie i wgapiały się w wyłączony telewizor, czekając, aż pojawią się w nim bajkowi ulubieńcy. "O zgrozo!" - zakrzyknęłam w duchu. "Przecież od tej całej telewizji dzieciom mym nie wykształcą się te newralgiczne partie mózgu, co to miały uczynić z nich geniuszy!"
By ratować królowe przed intelektualnym kalectwem, postanowiłam odciąć je na kilka dni od bajek. Gdy w sobotę poprosiły o włączenie TV, powiedziałam:
- Ale Krecik wyjechał. Na wakacje. Nie będzie go przez jakiś czas.
- A cha-cha? - zapytała Ela.
- Piesek? Reksio też wyjechał. Muszą obaj z Krecikiem trochę odpocząc, bo byli ostatnio bardzo przemęczeni.
- I jajol i lili teth wywywy na wawuwu?* [czyt. I zając i jeżyk też wyjechali na wakacje?] - dopytywała się Wiktoria.
- Tak. Zając i jeżyk, i myszka, i żaba, i lis, i chłopcy, co nie mogli wyjść z wody. Wszyscy przyjaciele Krecika i Reksia wyjechali na wakacje. To taki zorganizowany wyjazd grupowy - objaśniałam. Panny zamilkły, widać przetrawiając zdobyte informacje.
Po trzech kwadransach Wiktoria wróciła do tematu.
- Kaka popopo kakaka? - zapytała, uważnie mnie obserwując.
- Czy Krecik pojechał karetką? Nie sądzę. Raczej swoim samochodzikiem, jeśli wybrał się nad jezioro. Ale może pojechał nad morze - to wtedy metrem.
- Meme?
- Tak, metrem, jak w tym odcinku, gdy przyjaciele pojechali na plażę, pluskali się w wodzie...
Po godzinie temat, a jakże, znów ożył.
- A małi jajoj, co gugu i wowa "Maamaa, maaamaa", teth popopo na wawuwu?
- Ten mały zając, co zgubił się i wołał "Mama, mama"? Tak, on też pojechał na wakacje. Razem z mamą zresztą.
Po południu nadeszła faza zauważania Krecika wszędzie wkoło. Bo skoro już pojechał na te wakacje, to może przypadkiem na nasze podwórko? Wiktoria stawała przy oknie, chwilę obserwowała otoczenie i nagle wołała, wskazując palcem gdzieś przed siebie:
- O! Tu! Jes Kaka! Tu wywywy na wawuwu!
A dziś kategorycznie oświadczyła, że ona też chce jechać na wakacje. Do Krecika. Bo chce się z nim bawić. O.
Tymczasem trzy dni bez telewizora reaktywowały dzieciom mózgi. Ożył również zapał do domowych zajęć. W ruch poszły kredki, samochody i klocki. Lalki wreszcie są regularnie karmione, książki czytane, pranie wieszane, kurze ścierane, podłogi zamiatane. Królowe wróciły zza telewizyjnych zaświatów. Bujają się, wspinają, skaczą, łaskoczą, ganiają, chowają, gryzą i popychają. Czyli znów jest tak, jak być powinno.
Innymi słowy prawidłowo - wszystko pod kontrolą:-)).
OdpowiedzUsuńCzwarty dzień odwyku. Tylko osiem razy zapytały o czarnego przyjaciela... Tak, idzie ku dobremu :)
Usuń:))) Jest taki odcinek Krecika o naturystach. Oj, tam się dzieje!:))) (naprawdę!)
OdpowiedzUsuńPieprzu, a podepniesz pieprznego linka? Bo nie uwierzę, jak nie zobaczę ;)
Usuń