niedziela, 2 marca 2014

Czas wzlotów i upadków

I znów księżniczka Anna spadła z konia. To znak, że przybył nasz kolega Maj - podśpiewuję sobie od kilku dni. Podśpiewuję trochę nieadekwatnie. Bo nie kolega Maj, a zaledwie znajomy Marzec. I nie księżniczka Anna, a królowa Elżbieta. I nie z konia (na szczęście!), a z kanapy. Za to po wielokroć. I w różnym stylu.

Tydzień temu Elula odkryła, że umie się wspinać. Od tego czasu każdą wolną chwilę poświęca kanapowej alpinistyce. A że jest dziecięciem dość żywiołowym, po wdrapaniu się na siedzisko najdziksze wymyślała swawole. Goni, ucieka, wywraca koziołki, strzela i trąbi, i krzyczy do znoju. Znoszę to mężnie, nareszcie nie mogę. Idę do Eli i proszę w pokorze:
- Siadaj szybko na pupie! Bo będzie kuku!
A na to Ela (filuternie mrużąc oczka i zawadiacko przechylając główkę na bok):
- Kuukuu?
- Tak. Kuku. Spadniesz z kanapy i będzie kuku.
- Kuukuu? - mówi jeszcze raz, robiąc przymilne minki.
Zagryzam wargi, żeby nie odwzajemnić uśmiechu, ale już wiem, że tę potyczkę przegrałam. Ela niby siada na pupie, ja niby ją za to chwalę. Odwracam się i wychodzę z pokoju. Już w drzwiach kątem oka dostrzegam, że znów stoi-skacze-biega po kanapie. "Niech się dzieje wola nieba..." - mruczę pod nosem i zwiewam do kuchni.

Pierwszego dnia wspinaczek królowa Elżbieta spadła z kanapy dwa razy - raz klasycznie, facjatą w dół, a raz przez poręcz na bańkę. Płakała rzewnymi łzami, głośno, mokro i niezmiernie teatralnie. Drugiego dnia wywinęła salto na potylicę i niewykluczone, że spowodowało to jakieś zmiany osobowościowe (albo się dziecina zahartowała w boju), bo od tamtej pory łka tylko przy porządnych upadkach - jakiś grzmotnięciach czołem o kant pudła z klockami czy orłach wywijanych na Lego. Zwykłe upadki kanapowo-dywanowe nie są okraszane nawet prychnięciem. Ot, padłeś? Powstań. I wracaj na kanapę.

Powoli przywykam do nowego poziomu stresu, ale nadal jeszcze piętnaście razy dziennie zamiera mi serce, a piskliwe "Elu! Uważaj!" ciśnie mi się na usta. Staram się hamować. Bo już wiem, że Ela nieostrzeżona spada jak kot, a Ela ostrzeżona - jak stary jamnik ze sporą nadwagą.

2 komentarze:

  1. Dopóki się krew nie poleje będzie dalej fikać - marne pocieszenie, co? Jak sie poleje, to przestanie, na chwilę - a później znów zacznie fikać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krew już się dawno polała (niegroźnie i skąpo)... Przystopowało to Elżunię w szaleństwach na jakiś kwadrans. Cóż poradzić, taki wariat z młodszej królowej. Wiktoria przez całe życie nie miała tylu siniaków, ile Elunia nabija sobie w miesiąc.

      Usuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)