Biegnie do mnie przez cały salon (czyli te 2,5 metra). Wpada w me ramiona, cudnie się uśmiechając i patrząc mi głęboko w oczy, a jej maleńkie usteczka przesłodkim głosikiem mówią:
- Ciocia.
- Mama, Eluniu. Jestem mama. Ma-ma.
- Ciocia.
- Mama, Eluniu. Jestem mama. Ma-ma.
- Ciocia.
Przeszkolona kilka dni temu przez Chrzestną, Elunia powtarza nowe słówko trylion razy dziennie. Woła "ciocia" do obcych bab w metrze, do Jillian Michaels, podrygującej w naszym telewizorze, do Wikulka, tatulka i przypadkowych gapiów pod monopolowym.
A Wikul napomina wówczas siostrę: "Elulu, popo ma-ma*. Elulu, popo ma-ma".
* czyt. Elulu, powiedz ma-ma.
Mój synek (13 miesięcy) ostatnio woła ciągle tata, ja mówię „Dominik powiedz mama” a on słodziutko „tata” i za każdym razem tak jest (jeśli oczywiście zechce cokolwiek powiedzieć), ani razu nie powie wtedy mama, chociaż potrafi, bo umiał wcześniej mówić mama niż tata. Ale ja podobno robiłam to samo jak mnie mama prosiła, żebym powiedziała mama :D
OdpowiedzUsuńMagda
:) Ta dziecięca przekora! Teraz taka słodka, a za kilka lat w pięty nam pójdzie ;)
UsuńAch, te chrzestne… Przyjadą, namotają i pojadą. A Ty weź to potem matko ogarnij.
OdpowiedzUsuńTak jakby u mnie ten sam temat dzisiaj :-)
U nas jest wersja „przyjadą, namotają, nagotują, napieką i pojadą” :)
UsuńKurcze, a u nas: Ja nagotuję, napiekę. Następnie jak wyżej, czyli przyjadą, namotają, pojadą. A potem jeszcze dojadamy co zostanie ;-) Chyba muszę przejść na Wasz system. Znacznie wygodniejszy a i tak nikt głodny nie chodzi :-)
Usuń