czwartek, 23 stycznia 2014

Smok, nie królowa

Hossa jedzeniowa trwa. Przestałam się czemukolwiek dziwić. Nie zastanawiam się, gdzie dwulatek mieści wypity jednym haustem litr mleka (Litr. Cały karton za jednym podejściem), ani ile parówek na raz może zjeść małe dziecko. Po prostu odnotowuję:
- rano Wiktoria wypiła 300 ml kakao,
- pół godziny później - zjadła moją kanapkę z sałatą, polędwicą i ketchupem,
- na obiad michę zupy pieczarkowej z toną warzyw i kurczakiem,
- 40 minut po zupie - sześć "Familijnych" wafelków śmietankowych ("Titi am am!" "Już chcesz jeść?" "Ta, Titi am am!"),
- po godzinie - koktajl bananowy na kilogramie owoców (Ela wypiła szklankę, ja zdążyłam upić dwa łyczki, Wiki wyżłopała resztę, czyli trzy szklanki po 200 ml każda),
- pół godziny później wygrzebała z chlebaka pół bochna chleba i zażarcie się w niego wgryzła,
- gdy odeszła od chlebaka, zauważyła, że Ela je Danonka - zjadła więc i ona,
- półtorej godziny później wyniuchała świeżo ugotowaną zalewajkę - dostała michę, wyjadła z niej wszystkie ziemniaki i poprosiła o dołożenie tychże, znów wszystkie wyjadła i znów poprosiła o dokładkę, i znów wszystkie wyjadła, i znów poprosiła o dokładkę, i znów wyjadła; na koniec wypiła żur,
- kwadrans później zjadła paczkę herbatników Be-be,
- a po godzinie 380 g greckiego jogurtu - na kolację.
To było wczorajsze menu. Dziś postanowiłam trzymać Wikula jak najdalej od lodówki. Średnio mi to wyszło, ale choć tyciuńkę ograniczyłam spożycie.
Rano dostała kakao i kiszonego ogórka (uprzedzam pytania - nic jej nie jest po takim połączeniu), potem na spacerze zjadła francuskiego rogalika, a po powrocie do domu michę zalewajki z jajkiem. Po zupie pozwoliłam jej jeszcze na pół opakowania oliwek i wygnałam dziewczę na półtorej godziny na sanki. Po sankach opitoliła mielonego z ketchupem i drugą połowę oliwek. Po czym wypiła zalewę po oliwkach. Godzinę później - 500 ml koktajlu bananowego. Na kolację 350 ml greckiego jogurtu. W tzw. międzyczasie przychodziła żebrać o płatki czekoladowe, ciasteczka, wafelki i Danonki, ale byłam twarda i odsyłałam ją z kwitkiem.
Kiedyż ona przestanie jeść jak smok? To już nawet nie o to chodzi, że od dwóch tygodni nie wychodzę z kuchni. My po prostu z torbami pójdziemy, jeśli taki poziom apetytu utrzyma się królowej do wiosny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)