niedziela, 19 stycznia 2014

Kości zostały rzucone

Najpierw głucho stuknęły o kuchenny stół, potem zadudniły w zlewie, na koniec chlupnęły w garze. Nadworna kucharka serwuje jutro rosół z mućki.
Ani chybi królowe przechodzą jakiś niebotyczny skok wzrostu. Nie znajduję innego wytłumaczenia dla ich wilczych apetytów, nękających nas od około tygodnia. Bo czyż możliwe, by był to wynik dwugodzinnych spacerów, które uprawiamy w mrozy, śniegi i deszcze niespokojne? Albo skutek ubocznych Bioaronu C, dolewanego cichaczem do mleka?
System "4 posiłki każdego dnia" poszedł w odstawkę. Teraz mamy nowy system - "44 posiłki każdego dnia. Nie licząc przekąsek". W jego realizacji przoduje Elunia, ale i Wikul nie pozostaje daleko w tyle.
Panny jedzą więc swoje śniadanie, a kwadrans później moje śniadanie. Następnie zżerają na spacerze bułę, a natychmiast po powrocie do domu - zupę (trzy chochle rzadzizny, dwa drobno pokrojone udka z kurczaka, kilogram startej włoszczyzny). Po dwóch godzinach drugie danie, po kolejnych dwóch - deser, potem pierwsza kolacja i wreszcie kolacja właściwa. W międzyczasie zatykam je kiszonymi ogórkami, jabłkami, gruszkami, herbatnikami, suchym chlebem, żółtym serem i rodzynkami. Zatykanie pomaga jednak tylko na chwilę. Po zeżarciu zapychacza wpadają do kuchni i już od progu wołają: "Mamo, mamo, daj nam jeść! Może być byle co. Schabowy czy golonka". Daję im więc po mielonym. Elunia rzuca się na swojego z rozwartą paszczą i połyka go niemal w całości. Wiki powoli delektuje się kęsami mięcha solidnie utytłanymi ketchupem.
Wikulek najbardziej na świecie lubi obecnie "papa jak mama gogugu" [czyt. patrzeć, jak mama gotuje]. A ma na co patrzeć. Od zeszłej niedzieli prawie nie wychodzę z kuchni. Zaklinowałam się w czasoprzestrzeni między stołem, kuchenką a lodówką. Z garów łypią na mnie okiem krasule, maciory i czikeny, a ja staram się nie myśleć o siedmiu latach wegetarianizmu, które zamknęłam w skrzyni z pamiątkami z czasów panieńskich.

10 komentarzy:

  1. Szczęśliwe Młode:) Jeszcze bez problemów nosza tłuste brzuszki i ciepłe fałdki, i wszyscy sa szczęśliwi, że otwieraja buzie. Potem zaczynają czytać Bravo Girl i żyć tartą marchewką z 3 ziarnami słonecznika. Trwaj chwilo”))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Królowe są na 97 centylu, więc raczej dorodne panniska z nich wyrosną. Jeśli będą chciały sprostać oczekiwaniom popkultury, będą musiały poprzestać na samym słoneczniku ;)

      Usuń
  2. Moja córka także zaczęła jeść wszystko co się dało w wieku ok. 2 lat. Później jej przeszło na jakieś 6 lat. Nic jej nie smakowało prócz płatków, nutelli i parówki. Obecnie w wieku 9 lat (niespełna) pożera wszystko co jej dasz, nawet surówki (choć mniej chętnie). Ciekawe ile czasu to potrwa, ale może lepiej nie zadawać niektórych pytań i cieszyć się chwilą ;P
    Osobiście wolę by dzieci miały wilczy apetyt niż marudziły przy posiłkach. Przyjemniej się gotuje wiedząc, że komuś smakuje ;)

    ewe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, za dziećmi i ich żywieniowymi upodobaniami nie nadążysz!
      Ja lubię oba etapy – gdy jedzą, ciesze się, że jedzą. A gdy nie jedzą, nie muszę tyle gotować i mam czas na inne przyjemności. Wikul jadł niewybrednie, gdy był niemowlęciem. Potem się odwróciło – przez pół roku akceptował tylko pomidorówkę. Od półtora tygodnia nadrabiamy smakowe zaległości. Pomału kończą mi się pomysły na kwaśne zupy – te Wikulina lubi najbardziej. Choć i rosołu z lanymi kluskami zjada michę jak dla smoka:)

      Usuń
    2. A zalewajkę robicie? mmm…moja ulubiona kwaśna zupa!

      Usuń
    3. Ba, czy robimy?! To była pierwsza „dorosła” zupa, którą Wikul zaczął zajadać! Wiktoria palcami wydłubuje z niej kiełbasę i ziemniaki, a resztę wypija prosto z talerza. Zalewajkę zaplanowałam na weekend :)

      Usuń
  3. Oj jak mi się marzy taki problem :P Moja mała nic nie chce jeść, mam nadzieję, że kiedyś też się doczekam takiego wilczego apetytu :)

    Adzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest tak, że trawa po drugiej stronie rzeki zawsze wydaje się zieleńsza :) Ja zaraz muszę drałować do kuchni, gotować pieczarkową na jutro. Zastanawiam się, czy sobie koło paleniska nie rozstawić łóżka polowego – bo prawie już stamtąd nie wychodzę. ;)

      Usuń
  4. hm, bioaron c poprawia apetyt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eli poprawił trwale. Ostatnio piła go ze 4 miesiące temu, a nadal je jak smok (ot, choćby dziś: micha lanych kluchów na rosole, rosół Wikulka, rosół dziadka Miemie) :)

      Usuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)