sobota, 2 marca 2013

Life is life...

Po narodzinach Eli Wiktoria nabrała nieludzkiego zwyczaju wstawania o świcie, a że świta coraz wcześniej, zwyczaj ten nad wyraz nie przypadł mi do gustu.
Próbowałam rzecz ignorować, w nadziei, że jej przejdzie. Gdy nadzieja umarła, postanowiłam zostawiać przy łóżeczku Wikula jakieś podpuchy, którymi mogłaby się pobawić po przebudzeniu: kilka książeczek, drobne gadżety... Już drugiego dnia zmieniałam je na TYLKO gumowe i pluszowe zabawki, by nie budziły mnie, gdy za sprawą Wikulkowych łapek wypadały z impetem z łóżeczka i lądowały na podłodze.
Po kilku dniach wróciłam do opcji ignorowania hałasów, ale w wersji rozszerzonej - z kołdrą na głowie i poduszką na uchu. Wreszcie sięgnęłam po środek genialny w swej prostocie - zawiesiłam na oknie grube, czarne prześcieradło. Poczwórnie złożone. Teraz w sypialni jest ciemno jak w grobie.
Pierwszego dnia po tym zabiegu Wiki obudziła się raniutko, ale zobaczyła, że jest ciemno, więc (zamiast zwyczajowo skakać po łóżeczku z pieśnią na ustach) położyła się i cysiulkowała pluszaki. Drugiego i trzeciego dnia zapadała w lekkie drzemki. Dziś spała snem sprawiedliwego do 8.20.
Wyspałabym się po wsze czasy, gdyby nie to, że:
- o 5.00 wstałam zrobić mleko dla Eli,
- o 5.40 wstałam nakarmić Elę (skończyła jeść o 6.08),
- o 7.13 wstałam uspokoić Elę,
- o 7.42 wstałam zmyć z Eli pupy mega kupsko (Ela przy tej czynności obdarzała mnie wymownymi uśmiechami i zaczepkami słownymi, mającymi oznaczać, że według niej definitywnie zaczął się nowy dzień...).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)