wtorek, 19 lutego 2013

Baju-baju o śniadaniu

Godzina 10:30. Dziewczynki nakarmione (po wielokroć), przewinięte i skore do zabawy (niestety), ja - głodna, marząca o toalecie i skora do snu. Żeby wilk był syty i owce zabawione, postanowiłam zabrać je obie do kuchni i zrobić sobie śniadanie. Wpakowałam Elę w fotelik samochodowy, przywiązałam do pałąka kolorowego kraba, żeby dziecię miało na czym oko zawiesić i zaprosiłam latorośle do kuchni. I się zaczęło...
Wiki koniecznie chciała bujać fotelik (jak wyjaśnić roczniakowi znaczenie słowa 'DELIKATNIE"?), odciągana od niego, zainteresowała się wiszącym na pałąku krabem - miał metkę, więc Wiki, pochylając się nad fotelikiem, próbowała tę metkę pocysiać. Co i rusz traciła równowagę (Krabik wisiał dość nisko), więc co i rusz musiałam porzucać NADAL-NIEPRZEKROJONĄ-BUŁKĘ i ratować Elę przed zgnieceniem... W rezultacie tych działań siostry może i zacieśniły wspólne więzi - Ela wszak nie odrywała od Wiki oczu - ale ja nadal nie mogłam zjeść śniadania, a Ela po tych atrakcjach ulała się z 5 razy i zrobiła wielką kupę (ergo - robienie śniadania mojego musiało poczekać jeszcze bardziej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)