I tak chciałabym o tym wszystkim Pana Tadeusza machnąć, a tymczasem czasu na fraszkę często mi nie starcza. La carrera, cholera. Moje życia to szalony wyścig (czasem również zbrojeń).
Więc w telegraficznym skrócie. (W tle muzyczka z Teleexpressu).
***
Niedługo minie druga, okrągła miesięcznica, od kiedy królowa Anna nie pija mleka. Czym w takim razie odżywia się sześciomiesięczne, ważące 9 kilo i wyrastające z ubrań na 74 cm niemowlę? Sądzę, że głównie fotosyntezą. Lub też podjada od sióstr. Trudno mi bowiem uwierzyć, że wystarczają jej serwowane przeze mnie cztery posiłki dziennie - jaglanka na śniadanie, dynia z kurczakiem na obiad, owocowa przekąska na podwieczorek i kasza ryżowa na kolację. Istnieje podejrzenie, że Anna przemyca kontrabandę w fałdkach na podbródkach (l. mn.!).
***
Minął również ponad miesiąc od urodzin królowej Wiktorii. Dzień po nich królowa zaczęła domagać się szeregu nowych przywilejów, wzmocniła liberum veto i ogłosiła nowe granice królestwa.- Mam przecież pięć lat! - tłumaczyła.
- Nie, kochanie. Masz cztery lata. Wczoraj dmuchałaś na torcie świeczkę z cyfrą cztery.
- No własnie. Wczoraj. Czyli dziś mam pięć lat! Czy mogę już iść do szkoły i nosić Anię na rękach?
***
Tymczasem zachodzi uzasadniona obawa, że do piątych urodzin królowa dożyje mocno szczerbata. Najpierw, w pewien feralny piątek, na dwa dni przed dmuchaniem urodzinowych świeczek, Wiki grzmotnęła szczęką o terakotę. Polały się łzy czyste, rzęsiste, polała się krew, zabrzmiały chóry anielskie. Zatamowałam krwotok zamrożoną truskawką. Wykreśliłam z planu dnia pieczenie kruchego ciasta. Zrobimy najłatwiejsze ciasto w świecie - zaproponowałam jubilatce.W dniu imprezy królowa spadła z krzesła. Zęby, do żywego urażone brakiem elementarnej troski o ich stan, obruszyły się, obruszały, strzeliły wielkiego focha i do połowy schowały się w dziąsła. Polały się łzy czyste, rzęsiste, polała się krew, zabrzmiały chóry anielskie. Zatamowałam krwotok zamrożoną truskawką. Wykreśliłam z planu dnia pieczenie najłatwiejszego cista w świecie i pognałam do cukierni po mięciuchny tort kremowo-jogurtowy.
Przez tydzień był względny spokój. Przecierałam opuchnięte dziąsła gazikiem nasączonym wodą utlenioną, opukiwałam, by ropa nie gromadziła się w nich na stałe, przepłukiwałam sodą, psikałam tantum verde i wymyślałam 1001 papkowatych potraw. Szło ku dobremu.
W sobotę, o trzeciej w nocy, królowa próbowała przejść ze swojego łóżka do mojego, by zapytać "Czy już jest dzień? Czy mogę już wstać?". Była jednak tak zaspana, że... rypnęła szczęką o barierkę łóżeczka. Dalej, jak wiadomo, polały się łzy czyste, rzęsiste, polała się krew, i to w ilościach hurtowych, zabrzmiały chóry anielskie. O trzeciej piętnaście płukałam jej usta sodą i robiłam zimne okłady.
Dziś zauważyłam, że zęby zaczęły szarzeć. Znaczy się, chyba obumarły... (Dlatego uprasza się paparazzich o robienie zdjęć z profilu).
***
Tymczasem królowa Anna rozwija się lingwistycznie. W tamtym tygodniu udało jej się wyartykułować "Nie" (a ostrzegała babcia Ewa, że Anny to uparte bestyje). Dziś, pięknie i wyraźnie powiedziała agua. Podałam jej więc wodę do picia. Ach, i oczywiście po tysiąckroć powtarza "BU!". Powiadam Wam, strach się bać.
***
- Mamo! Uwazaj! - zawołała królowa Elżbieta. - Idą na ciebie dziki!- Jakie dziki?
- Dziki zachód!
***
Ząbkowanie w toku. Anna dostała od dziadka nowy, wspaniały gryzak, który zachwyci i zwolenników ekologii (naturalne tworzywa!) i front narodowościowy.
***
Coraz bliżej Święta, coraz bliżej Święta! W tym roku będziemy mieć żywą choinkę. A wszystko dlatego, że poszłam do Niemca po tabletki do zmywarki.Wiadomo, że jak człowiek idzie po jedną rzecz, to wraca obładowany jak wóz sianem. Zobaczyłam więc świerki, 22,99 za sztukę, i od razu serce zabiło mi szybciej. Wybrałam taki wysokości królowej Wiktorii. Gdym niosła go potem do domu, okazało się, że wagą również jej dorównuje. (A przypomnijmy, czteroletnia Wiki nadal utrzymuje się w okolicach 97. centyla...). Cóż jednak było robić. Zarzuciłam drzewko na plecy, zanuciłam "O Tannenbaum", gdyż akuratnie obudziła się królowa Anna (tak, miałam ze sobą także Annukę i wózek. Nie, nie mogłam wyjąć z wózka królowej i włożyć tam drzewka, bo wózek jest sąsiadki. Nie wiem, czy wytrzymałby ciężar choinki. Plecy zaś są moje własne, szerokie, chłopskie i zaprawione w bojach) i ruszyłam w stronę domu.
Przeszłam piętnaście metrów, zdjęłam świerka z pleców i zarzuciłam na lewe biodro. Przeszłam kolejne pięćdziesiąt metrów, przełożyłam choinkę na drugie biodro. Ostatecznie, po kilkunastu próbach, udało mi się odnaleźć zen i pozycję względnie wygodną - szłam mocno pochylona do przodu, iglak leżał mi na plecach, skośnie, od prawej łopatki do lewego półdupka. Lewą ręką podtrzymywałam doniczkę, prawą pień i igiełki. Wózek pchałam brzuchem. I nadal nuciłam. O Tannenbaum, o Tannenbaum, wie grün sind deine Blätter!
Mapa mówi, że to było 1,5 km. Moje plecy mówią, że raczej 15 km!
Tylko pleców, tylko pleców, tylko pleców żal!:))
OdpowiedzUsuńOj tam, i tak mi w nich łupie ze starości ;)
UsuńBiedny Wikulek :( Biedne plecy!
OdpowiedzUsuńW przedszkolu robi się pomału moda na szare zęby - kolejne dziecko doznało kontuzji i prawie straciło jedynki!
UsuńMoe, masz niesamowita zdolnosc malowania slowami - niemal ujrzalam Ciebie z tym swierkiem i wozkiem... i jak juz przestalam sie smiac, to pomyslalam, ze to nawet gorzej niz ja + wozek z Fruzia + Rudolf! A sadzilam, ze gorzej to moze byc tylko w wersji dwoje dzieci + Rudolf. No popatrz, taki swierk..;-)
OdpowiedzUsuńKrolowa Anna - ach!
Ha, a pomyśl, co by było, gdybym szła jeszcze z Elą i Wiki! To dopiero byłaby zabawa :)
UsuńJak to dobrze Moe, że świerk nie ma nóg. Ufffff....
OdpowiedzUsuńSądzisz, że bym go nie złapała, gdyby mi uciekał? Mam wprawę w łapaniu osobników o wzroście metr dziesięć ;)
UsuńJak ja dawno tu niezaglądalam i tyle rzeczy ominęłam. Czytam wpisy już kilka dni z uśmiechem na twarzy. Jakie to pokłady cierpliwości i energii są potrzebne do opanowania dwóch "starszych" dziewczynek i niemowlaka? Mój Julek (4 lata) też szaleje, ale jest jeden. Najmłodszy (6m) czasami daje w kość. Mam jednak wsparcie najstarszej córki (11 lat) i teściów piętro niżej.
OdpowiedzUsuńPodziwiam matki, które same sobie radzą z tak żywymi dziećmi. Ja nie raz nie daje rady z jednym 4 latkiem, który jest wszędzie i zawsze ma jakiś problem (np. przedstawiony samochód o 1 cm). Dzięki Waszej rodzinie inaczej patrze na swoje Lobuziaki.
Życzę dużo zdrowia.
P. S.
Przepraszam za błędy (piszę z tel.).
Ale widzisz, bo ja nie wiedziałam, że mam tak ruchliwe dzieci. Serio. Zawsze uważałam, że Wiki to taka spokojna, dostojna niemalże osóbka, a Ela pasjami układała puzzle. I że po prostu czasem, jak każdemu dziecku, odwala im korba. Tymczasem po konsultacjach u tych i owych specjalistów okazało się, że ta korba to jest własnie temperament królowych, a okresy wyciszenia to tylko cisza przed burzą.
UsuńCierpliwość? Stale ćwiczona, stale w deficycie.
Energia? Trzy razy kawa, dwa razy tran.
Podziw? To pewnie sprawka genów. Elżbieta i Wiktoria już się zarzekają, że będą miały "veinte" dzieci (czyli mam szansę na czterdzieścioro wnucząt! Jupi!)
A przestawiony samochód to jest bardzo poważna sprawa! Podobnie jak zły kolor talerzyka i niewłaściwa kolejność założenia butów.
Zdrowie zawsze w cenie, więc i my Wam go życzymy :)