sobota, 25 kwietnia 2015

Dieta dla wampira

Kołacze mi się po głowie, że oto dobrnęłam do etapu zwanego w podręcznikach "pakowanie torby do szpitala". Ło matko, jak ja tego nie lubię. Tych ostatnich tygodni, tych nadziei, że może już dziś, a nie, jeszcze nie, to może jutro?

Wdrożyłam plan wywoławczy. Umyłam okno w sypialni, zdjęłam, wyprałam i zawiesiłam firankę i zasłonę. Zrobiłam osiem prań. Zaprezentowałam ukochanemu moje ulubione ćwiczenia interwałowe Jillian Michaels. Wyprasowałam trzydzieści tetrówek. Ochoczo tańcowałam z królowymi na poniedziałkowych zajęciach w związku kombatanckim. To w tym tygodniu. W poprzednim prań było piętnaście, a okno myłam w salonie. Odsuwałam też meble od ścian, żeby skompletować królowym wszystkie dwustuelementowe układanki. Któregoś razu, gdzieś przed pierwszą w nocy, zagadnęłam do ukochanego:
- Dałbyś mi klucz do piwnicy. Muszę kilka rzeczy znieść, a kilka innych wnieść.
- A dywanów byś nie wytrzepała? - zapytał ukochany najuprzejmiej.
I to mi przypomniało, że faktycznie, jeszcze dywany mam wyprać!

Przyznaję, dziwiło mnie nieco, że mi się to wszystko chce robić. Że zamiast machać na kanapie nóżką (a nóżki bolą, w krzyżu łupie i w stawach strzela, normalny 37. tydzień, proszę ja Was), zaiwaniam jak czeski samochodzik. Aż dwa dni temu zerknęłam na wyniki świeżuchnej morfologii. I zdębiałam...

Hemoglobina zaczęła mi spadać w tej ciąży jeszcze w pierwszym trymestrze. Leciała na łeb, na szyję. Widmo afrykańskiej śpiączki dzień w dzień dyszało mi w kark. Suplementacja (680% normy, przypomnijmy) nic nie pomagała. Zapytałam więc Dziadka Mietka, co robić, jak przeżyć? Dziadek Mietek lubi proste rozwiązania. Nie zdziwiłam się więc, gdy powiedział:
- Żelazo jest we krwi, jedz więc to, co ma dużo krwi.
- Czyli?
- Salceson, kaszankę, wątróbkę.

Salcesonu nie zdzierżyłam, choć obłożyłam go metrową warstwą musztardy. Na wątróbkę nie mogę patrzeć nawet w sklepie. Za to kaszanka... Gdy ją kupowałam, resztki wegetariańskiej duszy szarpały mnie, ile wlezie, ale uczepiłam się myśli, że, jak sama nazwa wskazuje, kaszanka to głównie kasza. Przysmażyłam, doprawiłam. Zjadłam. Niewiele, bo królowa Elżbieta intensywnie dobierała mi się do talerza, ale zjadłam. A potem aplikowałam sobie taką krwawą kurację co tydzień. Po dwóch miesiącach powtórzyłam badanie krwi. Hb wyższa o 2,6.

Cuda, panie. Na kiju.

9 komentarzy:

  1. Podziwiam !!! w zyciu do dzioba nie wetknę tych rzeczy ...bleeeeeeeeee ;) kiedy panna zamiaruje wyjść? :) ( teoretycznie oczywiście )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ta kaszanka to naprawdę całkiem dobra w sumie :) W tamtym tygodniu zjadłam nawet podwójną porcję.
      Królowa zapowiedziała się światu na 15. maja, ale kto ją tam wie, czy nie zmieni zdania...

      Usuń
    2. Gdyby był 15 maja, to by było w mojej Babci imieniny :)

      Usuń
    3. Moja córa jest z 15 maja <3 :) a miała być na 13 :D Kiedyś mnie ktoś namawiał na te okropieństwo to skończyło się tylko expresowym biegiem do toalety :)

      Usuń
  2. Ja od dwudziestego któregoś tygodnia ciąży dostawałam od mamy przyjaciółki pieczoną pierś indyczą i buraczki na milion sposobów. Od tamtej pory nie mogę patrzeć na indyka, a i do buraków podchodzę z dużą rezerwą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuj, indyk! To ja już bym wolała wątróbkę... Ja mama traumę do piwa Karmi. No ale jak przy laktacji ma się w diecie tylko suchy chleb, drobiową wędlinę, wodę, ryż, herbatki laktacyjne i właśnie to paskudne piwo, to nie ,a się co dziwić, że nie pała się do niego wielką miłością ;)

      Usuń
    2. Ale jak szybko na takiej diecie kg same uciekają ;D no ja niestety nie karmiłam potomstwa i mam za swoje ( nadprogramowe kg ;P )

      Usuń
  3. I pomyśleć, że Babcia ma posiada hemoglobinę na poziomie 12,5 w wieku lat 90. Wyniki robione ostatnio ma lepsze od własnych wnuczek (aż się sama boję przebadać, bo raczej taj jak kuzynki przegram z kretesem). Ale i tak radę Dziadka Mietka wzięłam do serca i dziś zaserwowałam Babci na obiad kaszankę, którą pochłonęła w 100% w towarzystwie ziemniaków. Salcesonu na składzie nie było. Plusem jest to, że wszystkie te trzy (pfu) produkty (kaszankę, salceson, wątróbkę) Babcia lubi niezmiernie, ale jakoś nie gościły ostatnimi czasy, gdyż jakoś mi z nimi nie po drodze. Ale doszłam do wniosku (ukłony w pas itepe dla Dziadka Mietka), że mogę podawać, ale jeść nie muszę. Zatem. Jeśli Babcia dożyje wieku jeszcze bardziej sędziwego - Dziadek Mietek będzie miał ten fakt na swym własnym, osobistym sumieniu. Basta!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wątróbka.. jak ja kocham wątróbkę... Hemoglobinę w tej ciąży mam całkiem ładną, więc pretekstu brak, a przesadzać z moim ulubionym pokarmem nie pozwalają (bo witaminy A zbyt wiele). No cóż, jakoś żyć trzeba. A to w sumie chyba jedyny produkt mięsny który smakuje mi przez całą ciążę...

    OdpowiedzUsuń

Ponoć milczenie jest złotem... ale w naszym królestwie preferujemy srebro. I gadulstwo :-)