Spacer. Osiedlowe alejki, chodniczki, klombiczki. Pchałam czołg z królewską zawartością i ustalałam listę spożywczych zakupów.
Gdzieś między Turkiem Świeżym Szczypiorkowym a kopą jajek odezwał się Wikul. "Ja do gogo"- oznajmił. "Tak, kochanie" - potwierdziłam machinalnie i wróciłam myślami do spożywki. Jeszcze ze cztery bułki i żółty ser, i...
"Ja do gogo. Tam. Ja do gogo! Ja do gogo!" (Cholera, chyba czeka, aż przetłumaczę to "ja do gogo" na ogólną polszczyznę... Co to może znaczyć?). "Ja do gogo. Tam". ("Ja" oznacza pewnie mnie. Gogo. Co to jest gogo? Noga? Głowa?) "Ja do gogo. Tam!" (Ale woła, że "tam!", czyli to nie jakaś część ciała...) "Ja do gogo. I tu! I tam! I tu" (Nie mam pojęcia. Czas wywiesić białą flagę). "Kochanie, co to znaczy «ja do gogo»?" "Ja do gogo. Jjja do gogo. Jjjja do gogo - Wiki coraz silniej składa usta w dziubek. Gimnastyka buzi i języka, level hard. Wreszcie wypluwa z siebie - "Wjjja do gogo". Aaaa, wjazd do garażu!
Rzeczywiście, pięć bloków temu mijałyśmy wjazd do podziemnego garażu.
Mamo, sprawa jest jasna. reduplikacja charakterystyczna dla języków pidginowych wskazywała na obiekt związany z przemieszczeniem się (,,go”). ;)
OdpowiedzUsuńCzyli mogła oznaczać:
Usuńa) rower,
b) hulajnogę,
c) goł goł – czyli że jednak ja mam gdzieś iść,
d) albo cholera wie co
Drogi Agencie Jot Er ;)
Olguś, gdy odchowasz dzieci, wezmą Cię do wywiadu. :)
OdpowiedzUsuńAgnus
Piszesz „wywiad”, myślę „Białoszewski”. I najpierw mnie przeszły ciary, a potem pomyślałam – nareszcie spokój ;)
Usuń