Prorokowania, jakoby po tygodniu-dwóch chodzenia do przedszkola miała nas trafić zaraza, okazały się plugawym czarnowidztwem. Królowe wracały brudne i głodne, ale szkorbut, tyfus i malarię nieodmiennie zostawiały w murach placówki, zapewne w szafeczkach z chmurką i ropuchą.
Tymczasem trwała intensywna edukacja. Królowe nauczyły się sikać w kucki, pluć na odległość, strzelać ziemniakami z widelca i wzywać imienia Boga swego nadaremno. Zapamiętały też wreszcie, jak się nazywają. Naszepanie również nie próżnowały. Każdego dnia dokonywały nowej diagnozy, wysyłając nas do coraz to innych lekarzy.
Zaraza dorwała nas w czwartym tygodniu września, przerywając bezpardonowo konsultacje logopedyczne i psychologiczne, kontrolę u neurologa, skierowanie na USG nerek i terapię sensoryczną.
A więc chorujemy. Wiki ma kaszel. Ania ma katar. Ela ma gorączkę. Ja mam dość. Mam też dość duży słoik kawy, żeby to wszystko przetrzymać. Choć gdy zwieszam smętnie głowę nad tą kawą, coraz częściej mi świta, że jestem w D. czarnej jak 100% arabica.
Wytrwalosci! My mamy tylko katar i zaczynajace raczkowac dziecko, sztuk 1, ale potrafie sobie wyobrazic to wszystko przemnozone przez trzy plus inne zarazy, wiec zycze Ci pomyslnych wiatrow. (Fruzia wlasnie zjada piankowa mate z brudnego i sklaczonego dywanu, a ja sobie komentarz pisze...)
OdpowiedzUsuńI już się wszystko wymieszało. Aktualnie wszystkie jesteśmy zdechlakami i gruźlikami z katarem. Ela dodatkowo z tą gorączką. Lekarz twierdzi, że to nic. I że mam nic nie podawać, bo dzieci pochorują i wyzdrowieją. Niby w tym szaleństwie jest metoda, ale.
UsuńZ przedszkola dzieci prócz wszelkiej maści osp odr różyczek świnek i innego tałatajstwa - przynoszą wszelkie mądrości narodu :) typu "qlwa mać " donośnie wymawiane podczas ogłoszeń parafialnych w kościele :) albo "spieldalaj" na uroczystości rodzinnej
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się takich atrakcji. Tymczasem w eterze cisza. Może królowych nie bawi językoznastwo ;-)
UsuńMoe - nie pękaj. Wszystko przecież przemija:-) szczególnie jeśli masz pod ręką kawę.
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że słoik jest już nawet nie w połowie pusty - ja zwyczajnie zaczynam sięgać dna! Najwyższy czas ryszyć do Biedry po zapas dużej czarnej. ;-)
Usuń