- Słuchaj, z nimi naprawdę jest teraz ciężko dojść do ładu - tłumaczyłam babci przed wyjazdem. - W tamtym tygodniu pogryzły się w windzie. Przy sąsiadce. I tak dobrze, że nie pogryzły sąsiadki... Ela wybiega na ulicę, zaczepia młodsze dzieci, przepycha się przy huśtawkach. Wiki dwa dni temu przytrzasnęła mi palec z drzwiach - Tu zaprezentowałam paluszek, który nadal był koloru i rozmiaru dorodnej śliwki. - Najlepiej, gdybyś była z nimi na tych naszych placach zabaw, na osiedlu. Wszyscy nas tutaj znają, pomogą ci okiełznać dziewczynki. Nie przechodź z nimi przez dwupasmówki, bo może być draka.
- Dobrze, nie będziemy nigdzie daleko chodzić. Po co miałabym gdzieś łazić? Tu mają place zabaw, znajome dzieci, tu się będą bawić. Nic się nie martw.
Pojechaliśmy.
Zadzwoniłam do nich kontrolnie przed pogrzebem. Babcia meldowała, że zjadły śniadanie, ubrały się i własnie wychodzą "na wycieczkę". Z plecaczkami i okularami przeciwsłonecznymi.
- Kupcie sobie drożdżówki - zaproponowałam. - Tylko w piekarni przy kościele, nie przy bazarku, bo dziś dzień targowy, straszne tłumy tam będą.
- Jasne, nie będziemy się pchać w taki tłok. Pójdziemy w zupełnie inną stronę. Nic się nie martw.
- A na drugie śniadanie możesz dać im jabłka. W przedszkolu też jedzą owoce przed południem.
- Dobrze. Dostaną jabłuszka. Nic się nie martw.
Tuż przed stypą babcia przysłała zdjęcia. Rzeczywiście, udały się w zupełnie inną stronę. I w sumie to nawet przez dwupasmówki nie przechodziły - bo wszędzie były tunele. I ruchome schody. Jabłuszka na drugie śniadanie też zjadły. Owszem. W zestawach Happy Meal...
Królowa Elżbieta: Babciu, cy mozemy jechać do Bellina?
Babcia Ewa: Nie mamy biletów, Elu.
Królowa Elżbieta: Hmmm... chyba mam jakieś bilety w plecaku. Say backpack!
Ja: Mamo, przecież do tej fontanny sikają wszystkie okoliczne koty i pijaki!
Babcia Ewa: Nie widziałam tam żadnych kotów.
Królowa Elżbieta: Chodź do mnie, gołąbku, choć. Zlobię z ciebie pysny obiadek!
PS A zdjęć jest pięć przez absolutny, absolutny przypadek ;)
Pomyśl o tym, że poczciwe drożdżówki właśnie zostały odsądzone od czci i wiary. Wpisano je na listę produktów, których dystrybucja jest zabroniona w szkołach. Na równi z chipsami i słodkimi napojami gazowanymi.
OdpowiedzUsuńCodziennie przynoszę im drożdżówki na "po przedszkolu". Zjadamy je na progu placówki (złowieszczy śmiech) ;)
UsuńBo imprezy z babciami sa zawsze najlepsze!!
OdpowiedzUsuńDla wnucząt. Matki dostają wtedy zawałów serca ;)
UsuńNie ma to jak babcine rozpieszczanie :D
OdpowiedzUsuńPogadamy za dwa lata, jak Ewa podrośnie, młody zacznie dorównywać jej kroku, a babcie będą robić dobrą minę do złej gry, ledwo ogarniając dzieciarnię :)
UsuńChyba sobie jutro kupię drożdżówkę... Pozdrowienia! :)
OdpowiedzUsuńJedną? Pięć! Coś nam się, wielomatkom, od życia należy :)
UsuńBackpack! Backpack! Plecak! Plecak! (i wiem, że słyszysz tę melodyjkę midowego basu w tej chwili).
OdpowiedzUsuńO tak! A "Wiosłuj na truskawce" znasz? ;)
UsuńO mamo, mamo! Wychowanie dwóch psów jest o niebo łatwiejsze, zawsze można założyć kagańce:-) Sama bym chętnie pojechała do babci:-)
OdpowiedzUsuńGdy Ela wyrywała się na ulicach, Wiki straszyła ją: "Elu, idź spokojnie, bo mama kupi ci smycz!"
UsuńFajna ta babcia ;) !
OdpowiedzUsuńFajna, fajna, ale pieruńsko szalona!
UsuńTo tym bardziej ! :D
Usuń